Właśnie pomagałam im robić obiad, a Miki i Anna zajmowały się Haną, Yoh powiedział że nie ma bata i już woli iść po zakupy. No i nagle do kuchni wchodzi ona... Jeanne. Mój ojciec taj jebnął nożem w deskę ze ta się rozprysła na 10 kawałków, a mama spojrzała na dziewczynę.
-Czego?-warknęła moja rodzicielka. Ja olewałam to bo z takimi zołzami nie gadam. Jeanne pisnęła przestraszona. Spojrzała na mnie błagalnie, ja bardzo ładnie pochwaliłam się jej moim zajebiaszczym niebieskim lakierem, na środkowym paznokciu...
-J...ja tylko chciałam wody.- zapłakał. Dziwne... Widzi że wszyscy chcą ją zaciukać mocniej niż zwykle, że jak by mogli wywaliliby ją, a ona nie dość że nie odchodzi to jeszcze o coś prosi, zazdroszczę odwagi...
-Co jest?-Ren wszedł do pomieszczenia i spojrzał na mnie karcąco. Odłożyłam nóż i pochwaliłam się drugim, różowym już, paznokciem na środkowym palcu.- Kultury trochę...
-Brawo wiesz co to jest, a teraz wypieprzaj.- powiedziałam uprzejmie rzucając im butelkę wody. On chciał jeszcze coś mówić, ale Jeanne nie jest idiotką i pociągnęła, no i dobrze bo bym go skopała...
Wróciłam do pomagania przy kolacji.
***
Hana bawił się klockami, a Anna poszła gadać z Jeanne, yh... wredna, mała... No cóż jestem od niej niższa... Phi wysoka, ale za to płaska... Choć w ciąży cycki jej urosną... A żeby ją tak anioły w tyłek kopnęły... Blondynka wróciła.
-Sans przyszedł...-powiedziała mi.- Dam sobie radę sama jak by co...- uśmiechnęła się przyjaźnie. Odwzajemniłam uśmiech i pobiegłam do drzwi wyjściowych. Mój kochany szkieleci przyjaciel na mnie czekał.
~~~~
Siedzieliśmy w małej knajpce w której po raz pierwszy się poznaliśmy. Ja piłam shejka truskawkowego, a on ketchup. Opowiadał mi właśnie jedną zew swoich przygód, jego życie było ciekawe, nie tak jak moje..
-...No i wtedy Undyne popchnęła Mettatona na Papyrusa, upadli, a ona doprowadziła do pocałunku. Myślałem że ją zabiję... Ale... Mettaton nie traktuje Papiego źle więc jest okej... A co u ciebie?-zapytał.
-No cóż chłopak w którym byłam zakochana ma bachora z Jeanne...
-Moment.. Tą suką od X-LAWS?-upewnił się.
-Tą samą... Broni jej, nie odstępuje na krok... Dość tego! Od teraz umawiam się z kimś kto nie jest facetem!-burknęłam. Sans się zaśmiał.
-A z kościotrupami?-spytał.
-Tak.
-Więc uznaj to za randkę.- uśmiechnął się uroczo. Zaczerwieniłam się.
-Kurde czemu ja nie mogłabym być twoją narzeczoną..- westchnęłam.- Wiesz... Prawdę mówiąc zanim poznałam Rena kochałam się w tobie...- no cóż weszłam w bagno, to niech mnie pochłonie i wypluje, może po mnie jechać, mi tam to nie zrobi różnicy...
-Na prawdę?- zdziwił się.- Nie dobraliśmy się...-burknął.
-Hym?-zdziwiłam się lekko.
-Bo... Ja się zakochałem w tobie niedawno.- zdziwiłam się, poczerwieniałam. Mój mózg jebnął w bębny. Nie rozumiałam nic, nie rozumiałam jak sans wstaje, siada obok mnie, przybliża się do mnie i nie wiem nawet jak, ale składa na moich ustach pocałunek. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale objęłam go w szyi i oddałam ten zimny, ale słodki pocałunek o którym kiedyś marzyłam, a którego teraz bym nie zamieniła na żaden inny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*czerwona*
Sans:Hahahahahahahaha! *śmieje się i mnie tuli*
Woooo.... Sie porobiło..
OdpowiedzUsuńAnna:Ha! Nie jestem już wrogiem publicznym numer jeden^^
Yoh:Jej^^
Ren*obrzuca wszystkich mrożącym krew w żyłach spojrzeniem*
Eeeee....
Je*czyta rozdział i blednie bardziej niż jest*Jezu ;-;
Ren*idzie do kuchni i bierze sztylet£
Je*wjeje*
Men:Um?*patrzy za nimi zdezorientowany*
Ren*powoli acz stanowczo idzie sie pozbyć wszelkich przeszkód*
Eeeeeeeeeeee... Mnie sie rozdział podobał^^ i dzieki za coś z SK.... Czekam na next^^