wtorek, 22 marca 2016

Eve 8

Od kilku dni nasz dom to strefa zimnej wojny domowej. Ja, Miki, Anna i Yoh, który się oburzył że tak powiedziano do jego narzeczonej, siedzieliśmy razem i opiekowaliśmy się Haną zadowolonym że wokół niego jest tyle osób, no cóż było widać że jest synem swojej matki, ale jego główną ofiarą został Yoh. Ren natomiast wiecznie latał za ta białowłosą dziewczyną, większość domowników stwierdziła że nie bardzo ich to obchodzi i jest neutralna, no poza moją mamą która zabija parkę wzrokiem i ojcem który nie za często korzysta z noży w ich obecności.
Właśnie pomagałam im robić obiad, a Miki i Anna zajmowały się Haną, Yoh powiedział że nie ma bata i już woli iść po zakupy. No i nagle do kuchni wchodzi ona... Jeanne. Mój ojciec taj jebnął nożem w deskę ze ta się rozprysła na 10 kawałków, a mama spojrzała na dziewczynę.
-Czego?-warknęła moja rodzicielka. Ja olewałam to bo z takimi zołzami nie gadam. Jeanne pisnęła przestraszona. Spojrzała na mnie błagalnie, ja bardzo ładnie pochwaliłam się jej moim zajebiaszczym niebieskim lakierem, na środkowym paznokciu...
-J...ja tylko chciałam wody.- zapłakał. Dziwne... Widzi że wszyscy chcą ją zaciukać mocniej niż zwykle, że jak by mogli wywaliliby ją, a ona nie dość że nie odchodzi to jeszcze o coś prosi, zazdroszczę odwagi...
-Co jest?-Ren wszedł do pomieszczenia i spojrzał na mnie karcąco. Odłożyłam nóż i pochwaliłam się drugim, różowym już, paznokciem na środkowym palcu.- Kultury trochę...
-Brawo wiesz co to jest, a teraz wypieprzaj.- powiedziałam uprzejmie rzucając im butelkę wody. On chciał jeszcze coś mówić, ale Jeanne nie jest idiotką i pociągnęła, no i dobrze bo bym go skopała...
Wróciłam do pomagania przy kolacji.
***
Hana bawił się klockami, a Anna poszła gadać z Jeanne, yh... wredna, mała... No cóż jestem od niej niższa... Phi wysoka, ale za to płaska... Choć w ciąży cycki jej urosną...  A żeby ją tak anioły w tyłek kopnęły... Blondynka wróciła.
-Sans przyszedł...-powiedziała mi.- Dam sobie radę sama jak by co...- uśmiechnęła się przyjaźnie. Odwzajemniłam uśmiech i pobiegłam do drzwi wyjściowych. Mój kochany szkieleci przyjaciel na mnie czekał.
~~~~
Siedzieliśmy w małej knajpce w której po raz pierwszy się poznaliśmy. Ja piłam shejka truskawkowego, a on ketchup. Opowiadał mi właśnie jedną zew swoich przygód, jego życie było ciekawe, nie tak jak moje..
-...No i wtedy Undyne popchnęła Mettatona na Papyrusa, upadli, a ona doprowadziła do pocałunku. Myślałem że ją zabiję... Ale... Mettaton nie traktuje Papiego źle więc jest okej... A co u ciebie?-zapytał.
-No cóż chłopak w którym byłam zakochana ma bachora z Jeanne...
-Moment.. Tą suką od X-LAWS?-upewnił się.
-Tą samą... Broni jej, nie odstępuje na krok... Dość tego! Od teraz umawiam się z kimś kto nie jest facetem!-burknęłam. Sans się zaśmiał.
-A z kościotrupami?-spytał.
-Tak.
-Więc uznaj to za randkę.- uśmiechnął się uroczo. Zaczerwieniłam się.
-Kurde czemu ja nie mogłabym być twoją narzeczoną..- westchnęłam.- Wiesz... Prawdę mówiąc zanim poznałam Rena kochałam się w tobie...- no cóż weszłam w bagno, to niech mnie pochłonie i wypluje, może po mnie jechać, mi tam to nie zrobi różnicy...
-Na prawdę?- zdziwił się.- Nie dobraliśmy się...-burknął.
-Hym?-zdziwiłam się lekko.
-Bo... Ja się zakochałem w tobie niedawno.- zdziwiłam się, poczerwieniałam. Mój mózg jebnął w bębny. Nie rozumiałam nic, nie rozumiałam jak sans wstaje, siada obok mnie, przybliża się do mnie i nie wiem nawet jak, ale składa na moich ustach pocałunek. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale objęłam go w szyi i oddałam ten zimny, ale słodki pocałunek o którym kiedyś marzyłam, a którego teraz bym nie zamieniła na żaden inny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*czerwona*
Sans:Hahahahahahahaha! *śmieje się i mnie tuli*
Anna:Osobiście wolę ją już widzieć z Sansem niż z Renem -_-*w koszulce "I ship Miki x Sans"*(Po części zmuszona przez Aiko xD)

1 komentarz:

  1. Woooo.... Sie porobiło..
    Anna:Ha! Nie jestem już wrogiem publicznym numer jeden^^
    Yoh:Jej^^
    Ren*obrzuca wszystkich mrożącym krew w żyłach spojrzeniem*
    Eeeee....
    Je*czyta rozdział i blednie bardziej niż jest*Jezu ;-;
    Ren*idzie do kuchni i bierze sztylet£
    Je*wjeje*
    Men:Um?*patrzy za nimi zdezorientowany*
    Ren*powoli acz stanowczo idzie sie pozbyć wszelkich przeszkód*
    Eeeeeeeeeeee... Mnie sie rozdział podobał^^ i dzieki za coś z SK.... Czekam na next^^

    OdpowiedzUsuń