piątek, 6 października 2017

Duch, zjawa... po prostu zagubiona zwiastun

Jak zawsze spóźniona, wiecznie i na wieki, kurde! Na własny pogrzeb się spóźnię! Wpadłam do klasy jak głupia, potykając się o próg. Klasa wybuchnęła śmiechem... Klasyk. Nauczyciel ich opieprzył, a ja usiadłam sama w ostatniej ławce. Nauczyciel od angielskiego rozmawiał z nami o tym jak spędzimy wakacje. Ja byłam ostatnia więc wyciągnęłam po prostu szkicownik i rysowałam. Cóż... tak się kończy pójście do sklepu na przerwie, na szczęście to jest już ostatnia lekcja, a jutro jest koniec roku szkolnego... Dzwonek zadzwonił. Pani zatrzymała mnie bym jej odpowiedziała na pytanie.
-I think i will just... stay at home, or help my dad in work from time to time... i will go and swim in a river.... -powiedziałam jej. Kobieta westchnęła.
-Martyna...-westchnęła. Jak ja nienawidzę swego imienia...- Prosze cię byś... pisała listy, nie ważne do kogo, może to nawet być zmyślony przyjaciel lub ja, mogą być po polsku... nie musisz ich wysyłać... potem mi je przekażesz...-poprosiła mnie nauczycielka. Dziwna prośba... Wiem jednak ze łatwo mi nie odpuści...
-Dobrze proszę pani-poddałam się szybko, po co mam walczyć?
Wszyscy gadali podekscytowani. Ja... ja byłam jak duch... przemykałam się między nimi nie zauważona. Otworzyłam swoją szafkę i założyłam bluzę Kuro z servampa. Założyłam swoje słuchawki i włączyłam playlistę. Odłożyłam książki i wzięłam rzeczy inne niż książki. Zamknęłam szafkę i ruszyłam do wyjścia.
Przedstawić się w sumie wypada... Martyna Makoya... Ale mówią na mnie, albo raczej mówili Miki... Przez ostatnie pół roku wszystko mi się sypło... Moja matka zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, ojciec pogrążył w pracy, chłopak mnie rzucił dla innej, a jedyna przyjaciółka przeniosła się z tej szkoły... Ja mam szczęście...
Następnego dnia przyszłam do szkoły z torbą sportową. Mój brat, który mieszka na obrzeżach Mazur zaprosił mnie do siebie na 2 tygodnie, tata mnie namawiał i dał mi nawet łapówkę. Ze sobą miałam mój laptop, szkicowniki, kilka ubrań i butów, resztę tata mu wyśle. Do szkoły weszłam w tenisówkach na koturnie i  sukience na ramiączka. Wszyscy zabrali dyplomy i poszli. Ja szłam spokojnie. Nie zauważyłam nawet jak weszłam na coś... myślałam ze to guma, ale to zaczęło mnie oblepiać. Pisnęłam i szarpałam się, ale niewiele to dało... Upadłam na trawę z niewielkiej wysokości. Dysząc podniosłam się lekko, moja torba na szczęście wisiała na gałęzi. Usiadłam i masowałam bok.
-Nic ci nie jest?-spytał mnie ktoś. Spojrzałam na osobę. Był to niski chłopak w mundurku szkolnym. Zamrugałam zaskoczona, gdyż ta osoba... wyglądała jak żywy Oyamada Manta.

Tu macie strój Miki :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz