poniedziałek, 1 maja 2017

Reven Prolog

Odkąd pamiętam zawsze fascynowały mnie istoty fantastyczne... Demony, wampiry, anioły... Lecz nie moją rodzinę... Przez to często dostawałam często kary takie jak wycinanie mi słów z biblii, cięta butelką... bita... Nie lubiłam tego, ale mówiono mi że to dla mojego rozgrzeszenia, mimo że ja nie wierzyłam w "Boga" mojego miasteczka. Chociaż czasem te kary przyjmował mój brat, lub siostra. Byłam im za to wdzięczna, wszyscy troszczyliśmy się o siebie nawzajem, musieliśmy...
Kiedy miałam pięć lat zgubiłam się w lesie i spotkałam dziwne istoty... Dawniej byli ludźmi, ale teraz nazywano ich creepypastami. Większość ludzi by uciekła, lecz ja uśmiechnęłam się i podbiegłam ze śmiechem by się ze mną pobawili. Widząc moje rany zaniemówili i opatrzyli mi je i bawili się ze mną i opiekowali. Po paru dniach pomogli mi wrócić, mieszkańcy widząc mnie w pięknych nowych ubrankach, z koszykiem jedzenia i słodyczy zaczęli się radować, myśląc że ochronię wioskę... Było tak przez jakiś czas, lecz gdy zaczęli mi dokuczać, stali się kalekami. Mieszkańcy karali mnie za to... Pewnego dnia Slenderman nie wytrzymał, nocą przyszedł, spakował mnie i zabrał stamtąd.
Miałam wtedy sześc lat. Znalazłam miłą i przyjazną rodzinę, też miałam rodzeństwo. Moja rodzona siostra uciekła z miasteczka kiedy miała 16 lat, ja miałam 8, i została aktorką, jej chłopak był piosenkarzem i aktorem, czasami widziałam ich na okładkach gazet, pisałam też z nią listy. Mój brat w tym samym roku, ale on miał 20 lat, został bokserem, w cholerę dobrym bokserem. Ja dorastałam w wesołej i dobrej rodzinie. Odkryłam wiele talentów taki jak rysowanie czy też... cóż... umiem walczyć... i gadać z duchami. Nie wiem jak i nie pytajcie mnie... Może jednak się przedstawię.. Nazywam się Reachel Dolent, ale teraz mówią na mnie Reven Miki Makoya.
Kiedy miałam 9 lat przeprowadziłam się z rodzicami, Maką która była projektantką, oraz Kidem, który był właścicielem restauracji i kucharzem, no i oczywiście z rodzeństwem Leo, który był starszy o 4 lata, Gumi, starszą o rok i Małą, roczną Martą. Wszyscy mnie tam kochali, pomagałam im, zajmowałam się Martą, gotowałam... Wracając, wszyscy przeprowadziliśmy się do Chin gdzie mama miała pracować nad swoją kolekcją, a tata nad nowymi restauracjami w tym kraju. Ja dostałam się do dość dobrej szkoły, więc rodzice byli dumni.
Do szkoły został mi jeszcze tydzień, przeprowadzaliśmy się akurat w wakacje, więc postanowiłam sobie pochodzić po okolicy, rodzice wiedząc że Slender i inni ciągle mnie obserwują i pilnują pozwolili mi iść. Szłam sobie po ulicy, a każdy kto miał jakąś krzywą miną w stylu "porwijmy ją" miał darmową operację plastyczną, oraz dentystę. Doszłam w końcu na plac zabaw, zdziwiło mnie ze nie ma tam nikogo poza 2 dzieci i dziwnie ubranego mężczyznę o szarej cerze. Jednym z nich była zielonowłosa dziewczyna w wieku mojego przyrodniego brata, była ubrana w czarną sukienkę i zielone leginsy, drugi był chłopak, miał ciemnofioletowe włosy, był ubrany w, zdecydowanie za duże, czarne spodnie i czerwoną koszulkę w stylu tego kraju. Patrzyłam na nich, bawili się w piaskownicy. Kulka obok mnie zmieniła się w kruka na pobliskim drzewie. Podeszłam do huśtawek i usiadłam, zaczynając się huśtać. Para fioletowych i złotych oczu spojrzała na mnie zaskoczona, potem spojrzeli na siebie, chyba byli zdziwieni, ewentualnie wnerwieni że im przeszkadzam. Starsza dziewczyna pokazała bratu by został, a mężczyźnie by był gotowy do ataku, jej mogę dostać po dupie za niewinność...
-Nie boisz się nas?-dziewczyna miała łagodny głos, ale lekko się bała, ja serio wyglądam jak bym była gotowa rzucić się z zębiskami? Znaczy... cóż Slender wyleczył większość ran i blizn, tak że było jedynie parę śladów na tych najgłębszych, ale nic poza tym, zawsze zasłaniały to ubrania... Patrzyła na mnie zaciekawiona, ale z lekkim strachem. Nie powiem jej że mam ze sobą mini armię i kilka duchów które już potrafię zrobić w kontrolę... Moment... tamten ma talizman... Więc ona jest Doshi, wnioskuję bo facet jej słuchał.
-Nie- powiedziałam i lekko się do niej uśmiechnęłam. Dziewczyna chyba trawiła informację, bo dopiero po chwili złapała mnie za rękę i pociągnęła do chłopaka.
-Jestem Jun, a to mój brat Ren, a Ty jak się nazywasz?-spytała mnie zielonowłosa. Patrzyłam na nich zaskoczona, ale po chwili delikatnie się uśmiechnęłam.
-Jetem ...- już miałam podać imię, ale ugryzłam się w język. Nie chciałam tego imienia, było złymi i bolesnymi wspomnieniami.- Nazywam się Makoya Reven... Możecie mi mówić Miki- uśmiechnęłam się ciepło i szeroko i zaczęłam z nimi bawić.
Na drzewie niepodal kruk, kot i jeż patrzyli na to z uśmiechem, każde wydało swój dźwięk i ułożyło się wygodnie, by nas obserwować.

1 komentarz:

  1. Miki zaczyna sie ciekawie jak zwykle, tylko chyba troche się po gubiłam i to tak troszke mocno, znaczy troszke szybko skaczesz od tematu do tematu, ale moze to poprostu sprawa prologu i ogólnego zarysowania histori. Gezzz.... Jaka creepy wioska, mam wrażenie że Marco sie tam wychowywał, bo to mocno wyrzutkami trąci;-; ciesze sie ze Miki\reven uciekła, ze wszyscy uciekli.... A podasz imiona tego biologicznego rodzeństwa bo jestem ciekawa ich imion, tak czy inaczej czekam jak to się rozkręci^^

    OdpowiedzUsuń