czwartek, 31 grudnia 2015

Shaman King Miki Rozdział 2

"Zabawne... Zawsze mówią że to śmierć kończy życie, lecz moje zaczęło się w chwili mojej śmierci"

Szłam spokojnie pijąc cole z McDonalld'a, w papierowej torbie miałam jeszcze parę rzeczy.  Była dopiero 17:49 więc nie miałam zamiaru już wracać. Usiadłam na ławce w parku i zaczęłam jeść. W moich słuchawkach które zawsze nosiłam w kieszeni bluzy, nie ma bata dzień bez muzyki to dzień stracony, w tym momencie spoczywały w moich uszach i leciało w nich Haven't You Noticed (I'm A Star)(śpiewa adrisaurus) . Wsłuchiwałam się w śpiewny głos youtuberki robiącej convert tej piosenki. Pochodziła ona ze Steven Univers, lubiłam to i zawsze oglądałam z siostrą. Tak rozmyślając, jedząc i słuchając nie spostrzegłam że jest już prawie 19:32... Westchnęłam i wstałam, wyrzuciłam puste opakowania i pijąc kończącą się już fante ruszyłam do domu przez skrót. Niewiele osób tędy chodzi bo jest to ślepy zaułek, ale murek nie jest taki wysoki i łatwo na niego wejść. Skończyłam napój i wyrzuciłam opakowanie. Zapięłam kieszeń bluzy tak ze wystawał z niej tylko kabel. Podeszłam, wspięłam się na murek i zeskoczyłam . Zaskoczona zauważyłam że nadal jestem za murkiem, ale nie widać z tond ulicy. Westchnęłam ukrywając swoje zdziwienie. Mam dziwne wrażenie że ktoś mnie obserwuje, przeskoczyłam przez murek po raz kolejny. Skakanie jak kangur  pomiędzy tym cholernym kawałkiem cegieł sklejonych gipsem, czy innym gównem zajęło mi około 20 minut. Dyszałam oparta o ścianę patrząc na ten głupi kawał durnej budowli, zrozumiałam w końcu, że muszę iść przez długi korytarz, ciekawi mnie co tam znajdę, ale wiem co się stanie jeśli tam nie pójdę. Wzięłam głęboki oddech i wyłączyłam MP3, potem sprawdziłam baterię telefonu. Moje zdziwienie było ogromne kiedy na ekranie był tylko napis "idź". Westchnęłam po raz kolejny i ruszyłam przez uliczkę, po dłuższej chwili zobaczyłam kogoś, to było dziwne... Miał on na sobie długi płaszcz z kapturem naciągniętym do połowy twarzy, podeszłam.
-Przepraszam... Wiesz może co tu się dzieje?- zapytałam. Osoba powoli odwróciła się w moja stronę, zakładam, lustrując mnie wzrokiem. Westchnął i oparł ręce na biodrach, a ja mogłam zauważyć że to kobieta, czemu? No cóż faceci są inaczej zbudowani, a ta tu miała cycki jak melony.
-Tak dużo foryoku, a nawet nie widzi duchów...-zaczęła cmokać z dezaprobatą. Zbaraniałam... Co to, kuźwa, jest foryoku..? Spojrzałam na siebie, jedyne czego mam na oko duże to włosy, tyłek i cycki... Sama nie ma małych, ale moment... To chyba nie to bo co biust ma wspólnego z duchami..? Dziewczyna nachyliła się do mnie tak ze poczułam zapach truskawek i zobaczyłam jej, pomalowane szminką, czerwone usta.- Ale to raczej o ciebie chodzi... Eh... szkoda... pachniesz przepięknie, jak limonkowe cukierki~ - zaśmiała się słodko, miała głos dziecka, ale raczej była starsza ode mnie, a na pewno wyższa... Z resztą ja od wszystkich jestem niższa, no może poza Mantą...
-O czym ty..?-nie dane mi było dokończyć zdania bo mi bezczelnie przerwano...
-Szkoda ze nie mogę skosztować twojej krwi, ale mam wrażenie że nie spodobało by się to Viktorowi...-westchnęła. Co tu się qwa dzieje!? Nagle poczułam ból w okolicach brzucha, ostry, wyraźny i okropny ból. Dziewczyna wyjęła sztylet z mojego brzucha i oblizała krew z dłoni i ostrza.- Tak jak podejrzewałam~ Idealna~ Nie za słodka, nie za gorzka, nie pikantna~ Ah~ Dawno jej nie czułam, ale czego ja się spodziewałam, przecież jesteś jedną z dziedziców Marinet- szepnęła do mojego ucha podtrzymując mnie, potem widziałam jeszcze że porusza ustami. Kto to jest Marinet?! Co się dzieje?! Zabiła mnie?! Co się dzieje?! Te pytania krążyły jeszcze w mojej głowie, ale nie za długo, ponieważ po chwili wszystko się rozmyło i nie było już niczego....
***
-Ej...- usłyszałam delikatny głos. Zmarszczyłam nos, czułam że leże na czymś miękkim, zacisnęłam ręce i poczułam coś wilgotnego.- Wstawaj- otworzyłam oczy. Stałą przede mną dziewczyna o jasnoniebieskiej skórze, granatowych oczach i ciemnoniebieskich włosach, na sobie miała sukienkę w kształcie głębszych wód oceanu, na głowie natomiast, a raczej nad głową lewitowała, niebieska korona z diamentami.- Nareszcie, witam w wiecznym sanktuarium... Przykro mi to powiedzieć, ale jesteś tu bo umarłaś...- dodała, a ja zdębiałam i wszystko sobie uświadomiłam... Ta kobieta... mnie zabiła...

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Shaman King Miki Rozdział 1

"Widzę takie piękne światło... Co ono oznacza? Śmierć? Wolność? A może kolejne zamkniecie?"

Na świecie istnieją osoby o niezwykłym darze... Ile razy słysząc to myśleliście o koleżance która śpiewa najczyściej i najidealniej jak kiedykolwiek słyszeliście? Albo starzej Pani której ogród wygląda jak rezydencja dla wróżek? Chłopaku którego obrazy są niepowtarzalne? No cóż... Do niedawna ja też to tak interpretowałam.... Teraz jednak wiem że te plotki mówią o szamanach, osobach łączących świat bogów i duchów, z naszym.

Wiecie jakie jest życie, nie? Szkoła, znajomi, zainteresowania, rodzina... Tak moje też takie było, no... do pewnego dnia, ale zacznijmy od początku.

Budzik oznajmił mi swoim durnym hałasem ze jest godzina 9 rano. Trzasnęłam urządzenie o ścianę i przewróciłam się na drugą stronę. Nie miałam ochoty wstawać. Był pierwszy dzień wakacji, siostra już dudniła muzyką na cały dom, a o 12 przyjecie moja kuzynka z Japonii razem ze swoim narzeczonym i kolegą... Nie to ze mam coś przeciwko gościom, ale moja kuzynka jest wredna, agresywna i wszystkimi chce rządzić, denerwuje mnie tym jak cholera. Westchnęłam niczym męczennik i zwlokłam swe potargane 43 kilo z łóżka i ruszyłam do łazienki. Jopiło się na mnie brązowowłose, dziewczyno podobne coś, oczy również brązowe. Wlazłam pod prysznic i umyłam się, potem uczesałam w dwie kitki i opasana ręcznikiem poszłam się ubrać w luźną bluzkę i również luźne spodenki. Zeszłam na salę i zaczęłam ćwiczyć, wiecie bieganie, rozciąganie, siłownia i sztuki walki.
-Miki! kuzyneczka samo zło przyjechała! Choć udawanie ucieszyć ryja i będziesz mieć spokój.- krzyknęła moja siostra. Wywróciłam oczami i poszłam do wejścia. Moją kuzynką jest Anna Kyoyama średniego wzrostu blondynka mająca 13 lat, tak jak ja, o czarnych oczach. Obok niej stał szatyn o brązowych oczach, oraz niski chłopiec o jasnych blond włoskach i jasno brązowych oczach. Przywitałam się z nimi grzecznie.
-Zostaną tu na miesiąc- uśmiechnęła się moja matka. Wrzuciłam na twarz udawany uśmiech numer 3 i udałam wielką radość.
Koło godziny później siedziałam na łóżku umyta i ubrana w luźne, długie do kolan, szare spodnie i fioletowy, krótki top. Tuliłam mojego czarno białego kotka o ciemnobrązowych ślepkach i czytałam wiadomości od przyjaciółek, każda gdzieś wyjeżdżała na wakacje. Westchnęłam i poprosiłam o przysłanie zdjęć. Popatrzyłam na okno siedział tam mój ulubiony pluszak przypominający czarnowłosą Magumine Lukę o czerwonych oczach. Spojrzałam przez okno i uśmiechnęłam się kiedy wiatr zawiał prosto na moją twarz. Zbiegłam szybko na dół, a kot podążył za mną. Zatrzymałam się przy małym salonie gdzie siedziała trójka gości.
-Nie rozumiem co tu robimy...- burknął młody Asakura, narzeczony mojej kuzyneczki. Nie usłyszałam nikogo kto by mu odpowiedział, pomimo to on dalej zaczął gadać- Przestań Amidamaru! Z tobą u boku nic mi nie grozi!- zdziwiłam się , wyjęłam z kieszeni spodni mały notesik na gumkę do który był doczepiony długopis i zapisałam to imię.
-Nie Yoh, Amidamaru ma rację, tutaj jest bezpieczniej. A i uważajcie... Gumi jest szamanką, jej rodzice widzą duchy, ale Miki nie...- stwierdziłam że totalnie ją powaliło i wyszłam krzycząc tylko że wrócę koło 20. Nie wiedziałam wtedy ze robię największy błąd swojego życia... No a przynajmniej dotychczasowego życia....