niedziela, 31 stycznia 2016

Nicol w Hogwarcie 3

Obudziły mnie wrzaski potępieńców. Włosy zjeżyły się, a ja artystycznie wyglebałam się na zimną jak lody Antarktydy posadzkę. Z tornadem na łepetynie dźwignęłam się z posadzki i wgramoliłam na łóżko. Po czym zwróciłam zaspane ślepka, jeszcze zalepione żółtawą substancją, ku zegarkowi. Moja mina była bardziej niż bezcenna.
-Czy was popierdoliło!?-zawyłam niczym ranny bawół.- JEST CHOLERNA 5:30!!!- zapłakałam nad swoim losem. Nikt nie zwrócił na mnie nawet minimalnej uwagi. Obrażona wstałam i zawarczałam na nie niczym zły buldog. Hinata podeszła do mnie i dała mi jakąś filiżankę, spojrzałam na to zaciekawiona i z wdzięcznością wypisaną w oczach objęłam czule kubek z kawą z mlekiem. Usiadła obok mnie i zaczęła pić, usłużnie okryłam się kołdrą i zrobiłam jej miejsce. Po chwili z łazienki wypadła Kaja z delikatnym makijażem, złapała za tą czarną szmatkę z zieloną naszywką w kształcie węża i wybiegła trzaskając drzwiami.
-A tej co? Śpieszy się na promocje w żabce?-zapytałam pijąc łyk ciepłego napoju.
-Nie idzie uskuteczniać wymianę płynów ustrojowych z Choco.-Hinata byłą znudzona, przyjrzałam jej się, była na prawdę ładna. Jej włosy były gęste, a oczy ciepłe i wyglądały przyjaźnie, była już ubrana w rybaczki, czerwoną koszulkę i ten czarny ciuch... Włoski sobie pięknie związała w kitki.
-Czyli... Mam się przyzwyczaić?-zapytałam blada jak papier.
-Życie nas nie kocha, kopie nas w siedzenie, a plan lekcji nas dobije i wesoło zatańczy na naszych zwłokach...-westchnęła czerwonowłosa.
-Przestańcie gadać i lepiej się ubierajcie...- burknęła Gumi.
-Ja jestem ubrana, a ty już idź, wiem ze musisz se pogadać z tym krukonem... Jak mu tam...Hao..?- czerwonooka patrzyła na moją siostrę. Ta momentalnie zamarła i powoli się odwróciła. Pierwszy raz widziałam na jej twarzy taki... gniew, pogardę... wściekłość...
-Nie wypowiadaj przy mnie imienia tego...tego...- zawarczała.
-Tego chłopaka którego pokochałaś jako pierwszego w życiu? Nie uważasz że uciekanie przed prawdą jest dziecinne?- czerwone oczka patrzyły z politowaniem, smutkiem i ...współczuciem?- Wiesz zbyt dobrze ze prędzej czy później nie dasz rady tego w sobie dłużej trzymać...- jedyne co zobaczyłam to koniec zielonych włosów i zamykające się drzwi. Zostałam sama z kręconowłosą.  Powoli docierało do mnie że...
-Moment...- jak dla mego prostego rozumku było to o wiele za dużo, ale czego się spodziewaliście po amebie?- Gumi... Jest w kimś zakochana?- patrzyłam zszokowana na dziewczynę. Nie wyobrażałam sobie tego... Moja siostra zawsze była wolnym duchem, nigdy z nikim nie wiązała się na dłużej niż 2 tygodnie. Jakoś... Chłopak w którym się zauroczyła wykorzystał ją i zostawił dla innej więc ona robi to samo...
-Tak, a bliźniaku Yoh i Zeke'a...- burknęła Hinata. Odłożyłam kubek i zaryłam łbem o pościel.
- Wszystko, cholera, jest do dupy, tylko pasta do zębów...- zapłakałam smutno w kołdrę.
***
Ja i Hinata rozmawiając dotarłyśmy do wielkiej sali. Wszyscy już tam siedzieli, no poza...
-A gdzie Blond królowa śniegu i jej wierny, szatyński kochanek?- zapytała czerwonooka robiąc mnie i sobie miejsce, czytaj wywalając z ławki 2 drugoklasistów.
-Uskuteczniają powiększanie rodziny, zgwałcili ich gryfoni, śpią..? A co ja, kurwa, jestem ich osobista sekretarka?- odpowiedź Gumi wysłała w stronę czerwonowłosej milion i jedną igłę.
-Grzecznie pytam, więc zawszyj to co nazywasz twarzą i daj porozmawiać ludziom inteligentnym.- odpyskowała.
-Ach witam! Witam, witam! Moi drodzy uczniowie.- Dzizas, kurwa ja pierdole! Podskoczyłam na 2 metry, kiedy wielki facet o blond włosach i wąsach, gruby był jak pół słonia.- A to ta nowa uczennica, miło poznać panienko, Jestem Profesor Slugborn, uczę eliksirów.- uśmiechnął się, a ja już sięgałam ręką do telefonu żeby zgłosić pedofila, ale się opanowałam.- A gdzie nasi ulubieni uczniowie?-zasmucił się psor. Wtem ktoś położył dłoń na jego ramieniu.
-Witaj Horacy, Yoh i Anna byli u mnie.- pokazał głową na parę która usiadła.
-Och miło wiedzieć Zeke chłopcze.- na czole długowłosego pojawiła się żyłka wkurwienia.- Dam teraz plany.- zakomunikował i wcisnął mi, Gumi, Hinacie, Lucjuszowi i Regulusowi plany po czym odszedł gnębić innych i krzyżyk mu na drogę.
-Czy was powaliło!?- wydarł się szeptem na Yoh i Annę. Ja ze strachu na widok jego miny wtuliłam się w Hinate, a ta zaczęła mi mówić ze on tak zawsze, ale jak co do czego to mi nic nie zrobi, bo zły jest na braciszka i przyszłą bratową. Nie powiem zaskoczyło mnie to że Anna jest narzeczoną młodego Asakury.
-Ja nie jestem chodzącym dzienniczkiem zwolnień i usprawiedliwień! Za kare będziecie mi układać książki w piątkowy wieczór!-warknął i rozdał reszcie plany, po czym odszedł gnębić resztę uczniów.
-Kij ci w dupę- burknął Regulus jedząc rogala z wiśniami.- No nie! Codziennie zajęcia z nim! A dziś nawet na pierwszej lekcji?!-zawył niczym męczennik.
-Nie rozumiem cię... -westchnął Ren.- O mamy łączone zajęcia. Nawet parę...- uznałam ze mam w nosie jego monolog i zajęłam się jedzeniem tostów z dżemem.

Opowieść Emili

Wiecie jak to zawsze ma człowiek w życiu? Znaczy... Nie każdy jest taki sam, jest wiele grup osób które mają różne zainteresowania. Muzycy, artyści, aktorzy, sportowcy, emo, panki i wiele innych, których nie chce mi się zbytnio opisywać. Największą zbieraniną takich osób jest szkoła. Dorośli już się dzielą na mniejszą ilość osób, ale ja osobiście mam to w poważaniu. Gimnazjum, liceum i studia to trudne zadania, zwłaszcza dla takiego outsidera jak ja... Taka przykładowa Emili co to najpierw z brązu przefarbowała się na blond, potem biel, a teraz na fiolet. Oczy zostawiłam w spokoju, bo zniszczyć ich nie chcę i pozwoliłam tym, kolorem podobnymi do czekolady, tęczówką patrzeć na świat bez pomocy soczewek. Cała zabawna sytuacja mojej egzystencji jest taka że jestem oschłą dziewczyną, która nie ufa byle komu.
Szkoła do której chodzę jest blisko mojego domu. Jest to liceum zajmujące się kilkoma działami. Informatyką, Modą, Elektroniką, Ekonomią i jeszcze jakimś, ale interesuje mnie on tyle co pogoda w Tybecie. Ja jestem na wydziale informatycznym, radze sobie w miarę , od trój do piątek. Ludzie z mojej klasy nazywają mnie Makara, a przyjaciele Miki, choć tych drugich jest znacznie mniej.
Moje zainteresowania ograniczają się do przesiadywania we wszelkich bibliotekach i sklepach papierniczych. Słuchania muzyki, rysowania, czytania i gotowania.
Mój tata jest szefem małej sieci restauracji, pomimo to ludzie często tam przychodzą. Matka natomiast zajmuje się pisaniem książek, a w pomiędzy czasie prowadzi niewielką kawiarnio-księgarnio-bibliotekę. Czasem obojgu pomagam, zawsze to jakaś premia do kieszonkowego.
Jak widać jestem raczej zwyczajną dziewczyną, wiodącą zwyczajne, nudne życie. Więc po prostu zacznę biadolić o prawdziwym powodzie dla którego piszę.
Słońce jak zawsze w czerwcu grzało całą okolicę. Dla uczniów, takich jak moja skromna osoba, zbliżały się wakacje. Oznaczały one dla mnie wyjazd na całe dwa miesiące do Tokio. Rodzice umówili się ze mną że jeśli będę mieć średnią od cztery i pół w górę to razem z moją adoptowaną siostrą pojadę do kuzynki mieszkającej właśnie w stolicy Japonii. Ponieważ się postarałam, a przede wszystkim uwzięłam udało mi się, dla tego też przydało się oszczędzać wszystko co się dostało na imieniny, urodziny i jakieś święta.
Ku zaskoczeniu samej siebie nie rozwaliłam tego narzędzia diabła znanego lepiej jako budzik. Ziewnęłam przeciągając się z chrupnięciem kości grzbietowej. Kalendarz oznajmiał że do końca moich udręk w tym przytułku dla niepełnosprawnych umysłowo pozostały jedynie dwa dni. Dwudziesty czwarty czerwca to wtorek, zakończenie mam w czwartek, a samolot w piątek. Uśmiechnęłam się ukazując fioletowej ścianie z zielonymi malunkami ,wykonanymi przez moją osóbkę, idealnie białe zęby. Dźwignęłam swoje pięćdziesiąt sześć kilo z łóżka i poszłam się szybko umyć. Zajęło mi to jakieś pięć minut, potem wróciłam do pokoju i wyjęłam z szafki długą, szarą bluzkę, inna sprawa że ja mam ledwo metr sześćdziesiąt osiem więc wiele rzeczy jest na mnie za dużych. Westchnęłam i złapałam luźną parę czarnych jeansów, cienką, ciemnofioletową kamizelkę, równie długą co bluzka, oraz czapkę w tym samym kolorze co nakrycie na bluzkę. Ubrałam się, chwyciłam torbę do której było przypięte kilkanaście pinów z "Shaman King", "Vocaloidów" i paru innych anime które uwielbiam, były też tam piny z wersjami anime bohaterów takich książek jak Harry Potter i inne z działu fantastyki. Zeszłam na dół i położyłam zastępstwo plecaka szkolnego na szafce w przed pokoju. Tata już smażył naleśniki, a mama pakowała kanapki zrobione nam do anonimowych więzień.
-Jak zwykle jesteś blada...-westchnęła kobieta. Moja matka była wysoką i szczupłą kobietą o niebieskich oczach w których zawsze można było znaleźć przyjacielskość i zrozumienie. Farba zakrywała fakt że to po niej odziedziczyłam te niesforne włosy.
-Kochanie daj jej spokój, naje się stresu w tej swojej szkole.- Ojciec jak zawsze stanął w mojej obronie. Też był blady, po nim to mam, tak samo jak te brązowe oczy, niestety moje nie posiadają takiego błysku zaangażowanie we wszystko za co zabierze się ich właściciel. Niesforne włosy mojego taty często przykrywały te dobrze mi znane oczy.
-A ty jej nie broń, to może być oznaka choroby- matka jak to matka. Zawsze się martwi. Tak sobie dogryzając skończyli prace i podali mi rację żywnościową. Ze smakiem i zadowoleniem zjadłam gorące naleśniki, a potem schowałam kanapki do torby.
-Twoja siostra nie idzie do szkoły, więc już wychodź. Nie wiem po co oni wam po prostu nie powiedzą żebyście siedzieli już w domach...- marudziła brązowowłosa kobieta. Zaśmiałam się lekko i ruszyłam do szkoły wcześniej zakładając glany. Tą drogę znam na pamieć, więc szybko , wymijając tłumy, dotarłam do szkoły. Przechodząc przez bramę zauważyłam klasowe popychadło, nazywał się Jack. Miał ciemnofioletowe włosy do ramion i ciemne, brązowe oczy. Zawsze ubierał jeansy w ciemnych kolorach, górą stroju były albo koszule, albo koszulki. Zawsze zastanawiało mnie czemu daje się tak poniewierać bo widać ze ma dużo siły, oraz że dużo ćwiczy. Drugą stroną medalu jest jednak fakt że nikt nie może się z nim dogadać... Znaczy nikt z klasy, bo teraz właśnie z kimś gada. Sylwetka pozwoliła mi się dowiedzieć że jest to dziewczyna, miała na sobie leginsy i za dużą bluzę z kapturem, który założyła na głowę. Stanęłam na chwilę i patrzyłam na to, nie że coś że niby... Kogo ja okłamuje? Kiedyś ja i Jack byliśmy przyjaciółmi, ale od kiedy się przeniósł do innej szkoły w 4 klasie podstawówki zmienił się. Jest bardziej tajemniczy i zamknięty w sobie, nie ufa nikomu, parę razy próbowałam się do niego zbliżyć, ale on mnie odrzucał, co bardzo mnie raniło.  W końcu mnie zauważył i nasze spojrzenia zetknęły się na chwilkę. Patrzyłam tak, aż w końcu zacisnęłam ręce w pieści i weszłam do tego więzienia. Jednak przed tym zobaczyłam w jego rękach jakąś księgę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej witam wszystkich serdecznie^^ Pierwszy rozdział wyszedł trochę długi, następne pewnie będą krótsze... Ale mam nadzieje że jest dość ciekawy. Dziękuję za przeczytanie

sobota, 30 stycznia 2016

Nicol w Hogwarcie 2

 Po chwili do sali wlało się pełno jedenastolatków. Jak w podstawówce, ja pierdolę takie fajerwerki, bez fajerwerków! Za tą bandą wpełzło starsze pokolenie do siedemnastu lat i zasiadło przy stole. Koło mnie i mojej siostry usiadły 2 dziewczyny i jeden chłopak o długich włosach , kurde, jak mi się podobają faceci z dłuższymi włosami( Gumi: Dla tego podoba ci się Ren? Miki:Zamknij się!;-;). Usiedli obok nas o na miłość świętej Kunegundy bliźniaczki!!!!!!! Czerwonowłose dziewczyny, jedna o szarych oczach, a jej włoski były proste do bioder. Druga zaś miała kręcone włoski do łopatek i jasno-czerwone oczy. Chłopak natomiast miał rozpierdolone na wszystkie strony, długie włosy i czarne, dzikie oczy, lecz kryła się w nich satysfakcja. Zaskoczona szarooka spojrzała na mnie.
-A to kto? Sierotka wplątała ci się w bagaż?- zapytała. Oburzona już otworzyłam gębę, ale zielonooka zatkała mi ją kulturalnym jebnięciem swą dłonią o mój otwór gębowy.
-Morda w owies fanko komedii za ćwierć knuta bo jak ona jebnie to zabije na kolorową galaretkę- warknęła.- To moja młodsza siostrunia, więc nadziej na maskę gębową uśmiech i ładnie się przedstaw!
-Dobra, zluzuj stringi , hejo młoda jestem Kaja, a ta obok to Hinata.-zaczęła, spojrzałam na kręconowłosą.
-Hej...-zaczęła, po czym zostałaby ochlapana tłuszczem, ale pewna osoba ją osłoniła. Dżizas matko boiska jakiś ninja!
-Panie Black- głos był spokojny niczym malutki kwiatek na tafli lawy...- Radziłbym uważać, chyba nie chce pan na dzień, kurwa, dobry pisać kilka zwojów pergaminu o kulturze przy tylu damach, a zwłaszcza tak pięknej- powiedziała długowłosa kopia Yoh. Jezu, a ten tu czego..? I o kurde w mazi smażone on jest ubrany NORMALNIE a nie w tą szmatę!
-W... Witam Panie Zeke...- czarnowłosy zbladł niczym seler...- O...oczywiście przepraszam...- chłopak głośno przełknął ślinę. Belfer, tak kurwa w moim wieku, ale belfer!!! Świat się jebie... Za chwilę precle zaczną spadać z nieba, odszedł do stołu nauczycieli zostawiając we włosach Hinaty kwiatek.
-A chuj ci w dupę głupi kutasie, nie dojebałeś swojej lafiryndy, żebyś nie był cholernym nauczycielem, to bym ci przypierdolił..!-krzyknął szeptem.
-Zakładając ze se znalazł po tym jak zerwał z ostatnią...-burknął Horo.- On je zmienia szybciej niż ...niż...-zaciął się, brawo plus dziesięć do elokwencji .
-Brawo popisałeś się przed nową koleżanką inteligencją, teraz zostaw przypierdalanie komuś kto to umie- zimny, ostry, a zarazem jedwabisty głos.- Zmienia je szybciej niż zboczeniec, taki jak ty śnieżny bałwanie, biegnie do łazienki żeby podglądać laski pod prysznicem.-prychnął pogardliwie.
-A zawrzyjcie te otwory udające twarz bo JA je zamknę a to przyjemne nie będzie- czerwonooka zasztyletowała ich spojrzeniem.
-Kasanowa cholerny- burknęła jakaś blondyna. Ta... Oto Królowa Samo Zuo o wdzięcznym imieniu Anna. Narzeczona Yoh, który obejmował ją ramieniem i patrzył na wielu zalotników jego dziewczyny. Ja tam jej nie lubię, ale widocznie sado-maso wiecznie żywe i szczęśliwe. Ja stwierdziłam że mam ich w poważaniu i westchnęłam, po chwilce poczułam kuszący zapach i zauważyłam zastawiony po brzegi stół. Ślinka napłynęła mi do ust, a żołądek pierdolnął w gong wrzeszcząc że co się głupio lampie jak powinnam wpierdalać. Usłużnie nałożyłam sobie ziemniaczki, kurczaka i sałatki, tego ostatniego najmniej, a na koniec wszystko obficie polałam sosikiem.
- Kurde, jak tyś to zrobiła!?-usłyszałam zaskoczony głos Kaji, która od dawna ośmiorniczyła się z Choco, ten niezadowolony zmarszczył brwi, a po chwili stwierdził że jednak trochę zeżreć się przyda i zaczął jeść hamburgery.
-Ale że o co chodzi?-zapytałam zaskoczona.
-Ten piękniutki obrazeczek na talerzyku.-odparł za nią Lyserg, cholera nagle się odchamił..? Nieźle...- Nie wytrzeszczaj ślepek bo ci wypadną, jam dżentelmen.- powiedział dostojnie.
-To czapeczka mi z główki sama schodzi, a teraz jedz bo ten niebieskowłosy zje za ciebie i zeżre ci to z talerzem.- powiedziałam patrząc na maszynę do pochłaniania racji żywnościowych.
-Ej! Młoda uspokój się bo pożałujesz!-warknął przełykając pyry.
-Uspokój się miśku śnieżny bo JA ci coś wytłumaczę w TEN sposób o którym myślisz- no i nie ma to jak kuzynka! Moja kochana Majeczka to blondynka o ślicznych brązowych oczkach. Chłopak zaczerwienił się, co wyglądało dziwnie bo był blady, choć ja nie powinnam o tym mówić, bo sama jestem biała niczym kości...
-Co jest, zatrudniła was jako ochronę, czy kurwa, co?-warknął Black.
-Regulus słonko ty moje, zrób mi przysługę- głos tego blondyna, Lucjusza dla tych z amnezją, był zimny, ale tak słodki że  prawie żygłam tęczą.- I zamknij mordę jak żresz bo ja nie potrzebuje twoich zasranych minerałów, gdyż posiadam własne.-warknął.
-Gumi...-zwróciłem się kulturalnie i dyplomatycznie do siostry.- Cy ja tu przeżyję więcej niż tydzień?-zapytałam prawie płacząc.
-Wiesz... Z twoim skurwiałym charakterkiem to ty tu jeszcze zawojujesz wszystkich, poza tym trzymaj się nas, a ci nic nie zrobią.-zaśmiała się. Oni tak samo, na ten "cudny, słodki i wspaniały" widok prawie się rozpłakałam, a w głowie miałam jedno "Nasz przejebane, przesrane i tym razem na poważnie, kurwa mać, szykuj se trumienkę z przesłitaśnym nietoperkiem na wierzchu bo tylko w niej cię wyniosą". Odsunęłam talerz i z pełną świadomością jebłam czołem o stół.
***
Po tej w chuj tuczącej kolacji zawlekli mnie do lochów... Mówiłam, zabiorą mi krew, zgwałcą, zabiją i spalą, jeszcze wcześniej zajebią oszczędności. Lucjusz prowadził nas korytarzami i w końcu zatrzymał się przed jakąś ścianą. A żebyś tak se tymi cegiełkami przyjebał, no co? Ten sukinkot warczał na każdego młodszego, a nawet na starszego...
-Precz z mugolakami!- powiedział dostojnie, a ścianka otworzyła się. Moje oczy wyglądały jak pięciozłotówki .Potem miałam dość i po prostu poszłam za Gumi. Poszłam do jakiegoś pokoju, kuźwa wielkie toto.... Byłam w pokoju z Gumi, Hinatą i Kajką. Dały mi ten zaszczyt pójścia się umyć jako pierwsza. Weszłam do łazienki i zamarłam... Wielki prysznic, jeszcze większa wanna, toaleta, cztery toaletki(z czego trzy zastawione). Na ostatniej ustawiłam swoje kosmetyki, które przy tamtych wyglądały dość marnie. Potem jeszcze umywalka i... Po kiego wafla im kanapa w kiblu!? Moje zaskoczenie, jednak zostało znokałtowane przez sen, więc szybko się umyłam, uczesałam i ubrałam, po czym wyszłam z łazienki.
-To jest twoje łóżko.- Gumi pokazała ostatnie łóżeczko przy prawej ścianie.
-Dziękować*powiedziałam, upewniłam się że łóżko jest bezpieczne, NIE BYŁO, wiec Gumi mi je naprawiła i z miną "spierdalać, idę spać przed dwunastą nie budzić!" i zasnęłam.

czwartek, 28 stycznia 2016

Nicol w Hogwarcie

-WITAM WAS GORĄCO! TO OSTATNI DZIEŃ LATA! MŁODZIEŻY, NASTOLATKOWIE I NAUCZYCIELE PRZYGOTUJCIE SIĘ NA JUTRZEJSZY POWRÓT DO SZKOŁY I WYKORZYSTAJCIE TEN WSPANIAŁY DZIONEK!!!!!! DZIŚ CAŁY DZIEŃ BĘDĘ Z WA...!!!-ryk radia przerwało wyciągniecie kabla z kontaktu. Westchnęłam z ulgą i poszłam do łazienki, w lustrze zaobserwowałam brązowowłosą dziewczynę o fioletowo-niebieskich pasemkach, do tego mętne brązowe oczka, które po chwili skryły się za okularami. Westchnęłam i umyłam się, po czym ubrałam w bluzkę na ramiączka z dekoltem i krótkie spodenki. Ale od początku, nazywam się Nicol, Aiko Makoya, mam siostrę i brata. W tym roku idę do tego samego liceum co moja kochana siostrunia. Nazywa się Luiza, Marinet Makoya, ale wszyscy mówią po prostu Gumi. W obecnej chwili znajduje się w Londynie... Dobrze, kurwa, czytacie...POLKA W LONDYNIE, A Z LONDYNU POJEDZIE NA CIUL WIE JAKĄ WIEŚ! Pewnie mnie tam zgwałcą albo poświecą szatanowi.... Mi tam z resztą bez różnicy... Matka raz mi po prostu wparowała do pokoju z OTWARTYM listem zaadresowanym do MNIE i oznajmiła że idę do Liceum do którego chodzi Gumi. Żyć nie umierać... I dla tego w połowie wakacji wpakowali nas w samolot i kazali zamieszkać tu. Poznałam kumpla z klasy Gumi, no i kumpele która jednoznacznie podrywała Lyserga, a ten ją kulturalnie olewał i czasem po tyłku klepał.  Ja się tam z resztą nie mieszam, bo w łeb dostanę, na dokładkę opierdol na perłowo i będę mieć...
Nie ważne...Zeszłam na dół i zaczęłam robić śniadanie, potem sprawdziłam czym mam wszystko spakowane do tej szkółki z internatem. Zanim się zorientowałam była już 21... Zadzwoniłam jeszcze do mamy i się z nią na dobre pożegnałam, potem się umyłam i poszłam spać, w nosie miałam czy zaśpię czy nie...
Mój misterny plan zaspania zepsuła Gumi... Nie wiem nawet jak, ale jakimś cudem gdy się obudziłam byłam już na miejscu... Co więcej byłam u dyrektora... Pięknie, kurwa, pięknie. Pierwszy dzień i już u dyra, a niech to trampek i adidas! Rozejrzałam się jak żyd po pustym sklepie i dostrzegłam wielkie, pomarańczowe zwierze. Wesoło i przyjaźnie skrzeknęło, a ja zmarszczyłam brwi.
-Witaj moje drogie dziecko.- uśmiechnął się mężczyzna siedzący za biurkiem, tak wcześniej go nie widziałam... Miał siwe włosy i brodę, śliwkową szatę i okrągłe okulary połówki, ja miałam małe prostokąty...- Miło ze w końcu się ocknęłaś, twoja siostra dała ci za mocny eliksir... Niestety nie mam zbytnio czasu opowiedzieć ci wszystkiego, powiedz mi moja droga.. Wierzysz w magię?- zapytał tajemniczo. Zidiociałam, zbaraniałam, mój mózg wesoło się spakował i pojechał na Karaiby.
-W sensie takiej ze króliki z kapelusza odgadnięcie karty..?-zapytałam inteligentnie.
-Nie, normalnej, prawdziwej magii jak przyzwanie książki, ważenie eliksirów...-zaczął staruszek, okej gdzie wyjście z tego wariatkowa..?
-Przepraszam, ale jak mam stąd wrócić do Polski..?-zapytałam bezczelnie przerywając wyliczanie.
-Niestety...-spoważniał.- Ale pociąg który zawiezie cię do domu będzie tu 24 czerwca...-dodał. Poczułam się jak by mnie ktoś oszukał... Wstałam oparłam ręce na jego biurku i patrzyłam nonszalancko z równie nonszalanckim uśmiechem.
-Niech mi pan tu głupot nie opowiada i mi pokaże jakieś wyjście ewakuacyjne, albo otworze je sobie sama!!!-wydarłam się, człowiek spojrzał na zegar ścienny.
-Za chwilkę zacznie się uczta, chodźmy.-uśmiechnął się podejrzanie. Zatkało mnie, ale gówno mogłam zrobić, chcąc nie chcąc ruszyłam za nim . Szam długimi i wielkimi korytarzami, mężczyzna wesoło nucił, a ja trzymałam się 0,5 metra za nim. Gdy dotarłam do wielkiej sali zamurowało mnie... Można by tu wybudować basen, kort tenisowy, boisko do siatkówki, koszykówki i piłki nożnej a i tak by miejsca zostało. Wzdłuż sali stały 4 stoły, a na końcu sali jeszcze jeden. Przy stole stojącym na lewym brzegu zauważyłam siostrę z jej bandą muppetów i jednym nowym, miał długie blond włosy i stalowe oczy, szczerze w dupie to miałam. Przy tym stojącym po prawej od tego siostry siedziała jeszcze jedna dziewczyna brązowe włosy i brązowe oczy, wszyscy mieli czarne szaty, ale wszyscy poza brązowowłosą mieli zielone plakietki z wężem, a dziewczyna niebieską z krukiem.
-Żeby nie było zamieszania teraz przydzielimy cie do domu, a nie potem...-powiedział dyrektor. Mi tam wsio równo- Wiec zacznijmy, na wszelki wypadek szata dla ciebie leży na każdym stole- powiedział dziaduniu.
-Biorąc pod uwagę że to kolejna z Makoyi to od razu dajcie jej węża w rękę- odezwała się flegmatyczie... o kuźwa to serio Hogwart!!!! Moment... Ona jest krukonkom? Kujon! Lamowaty kujon muhahahahah!
-Skarbie moje złote zamknij twarzyczkę w książeczce zanim przywalę ci nią w łeb!- wydarł się blondyn.
-Malfoy opanuj się!- powiedział Lyserg.- Za chwilkę nam punkty odejmą!- dziewczyna posmutniała że tylko o to mu chodzi. A pamiętacie jak mówiłam o tej psiułce Gumi, tak to ona...Usiadłam na stołku podziwiając to wszystko i nagle coś mi opadło na oczy, prawie dostałam zawału kiedy w moim lewym uchu rozległ się szept.
-No, no, no... Kolejna Makoya... Cóż za temperament i siła... Wielka wytrzymałość.... Nie głupia...- panie teraz żeś jebnął jak łysy grzywką o parapet i poprawiłeś okularami dla niewidomego...- Jak zawsze, każdy z twojej rodziny pasujesz do... SLYTHRTIN!!!!!!!!!- poczułam się jak by mi ktoś jebnął perkusją, gitarą, akordeonem i klawiszami proso w uszy.
-A NIE MÓWIŁAM!?-Usłyszałam zwycięski ryk Daray. A wsadź se tą rację w dupę i popraw kijem! Niczym ranny żołnierz dowlokłam się do miejsca obok siostry i wtuliłam w nią, a ona mnie głaskała. Chwile potem usłyszałam wrzaski niczym stado rozbrykanych bawołów.

niedziela, 24 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 14

"-Czego ty nie rozumiesz w 'nie martwiłem się'?
-Faktu iż tęskniłeś i płakałeś..."

Słońce powoli wpadło przez dziurę w kamiennej budowli. Moje oczy oburzone że ktoś je tak potraktował z niechęcią pozwoliły mi się otworzyć. Obok mnie, tuląc misia spała Maja, a Gumi spała z maską na oczach, no ta.... Westchnęłam i poszłam się umyć, po czym po cichu ubrałam czarne, krótkie jeansowe spodenki, czarną koszulkę z dekoltem na ramiączka, a na to czerwoną koszulę w kratę. Założyłam długie do kolan, czerwone trampki z czarnymi sznurówkami i zjadłam na szybko płatki z mlekiem. Złapałam za malinową gumę balonową i zaczęłam rzuć jeden kwadracik. Zostawiłam dziewczynom kartkę że wychodzę sprawdzić kto jeszcze przyszedł bo to ostatni dzień na dojście do Patch. Okazało się że do wioski dotarło dość sporo osób, w tym ci powaleńcy z X-LAWS, z czego jedynie biedna, nieświadoma niczego Jeanne jest jedyną którą lubię. Dotarło też parę innych znajomych mordek, Hao i jego przydupasy, znaczy się "uczniowie" też już strach siali. Koło kawiarni spotkałam tą grupkę co mnie ostatnio zainteresowała. Znałam je... Czerwonowłosa nazywała się Mikicho Kaja, dziewczyna pochodząca z Ameryki, jej matka zginęła dawno temu, była Polką. Jej ojciec jest w połowie Japończykiem, w połowie Amerykaninem, ma starszego brata kretyna. Chodzi ze mną do liceum. Druga, ta szatynka, to Anna "Dara" Darkus-Asakura, kuzynka Yoh. Chodzi do klasy razem z Gumi, podobno straszna sztywniara... Ostatnia to Uniko Satoshi, była raz w poprawczaku, ale niesłusznie... Wygląda jak "bez kija nie podchodź, a z kijem też nie bo wyrwie i wsadzi w dupę", ale jest miła i fajna, no chyba ze ją rozzłościsz to już szykuj gajer, trumnę, kwiatki i znicze. Uśmiechnęłam się pod nosem słysząc jak Dara po raz kolejny opowiada jak bardzo nienawidzi Kairi. Nie interesowało mnie to zbytnio, natomiast Kaja gadała o Choco, jej narzeczonym znam go tylko ze słyszenia,ale dla mnie jest debilem. Usiadłam w końcu w kąciku na przy małym stoliczku z trzema krzesłami. Wysłałam Gumi wiadomość gdzie jestem i wtedy zauważyłam jak idzie Ryo, Horo, Ren i ...O... ten cały Choco, pokazała mi jak wygląda... A potem szok... Anna, Jun, Pyron, Tamao i... blondyn o fioletowych oczach, zarówno pod oczami i w oczach. Zaskoczona patrzyłam na nich ciekawie. Kaja od razu rzuciła się na chłopaka z afro na głowie, ten wyglądał na zadowolonego, chyba z faktu iż jego główka znalazła się w nie małym dekolcie dziewczyny. Ryo od razu zaczął gadać z Uniko której na wstępie dał czerwone stokrotki, ta wesoło z nim gadała chyba o motoryzacji. Dara wesoło wszystkich powitała, a wszyscy olewając to usiedli i w poważaniu ją mieli, tak ze biedny Manta, ten kuźwa się tam wyczarował, albo już jest tak niski ze go nie zauważyłam, padł jej ofiarom. Nawet tu słyszałam lament o tym że Kairi nie jest odpowiednia dla JEJ Lyserga, też nie wiem od kiedy dostała do niego wyłączne prawa tak ze te pytania do tej co pisze to opowiadanie, choć znając ją nie powie wam... Horo gadał coś o Majce, chyba że będzie musiał powiedzieć jej opiekunce, i że mu jej szkoda bo przesz ona taka kruchutka zawsze była, hamowanie śmiechu zajęło mi jakieś pięć minut. W tym czasie, kiedy ja walczyłam o żucie z tym skurczybykiem śmiechem, koło gromadki, jakby nigdy nic, przeszła ubrana w zieloną miniówkę i topową białą,bluzkę z dekoltem jak w mordę strzelił, na koturnach, Gumi razem z odzianą w żółtą, luźną koszulkę z asymetrycznymi rękawami tak ze jedno ramię było widać, w jasnoniebieskich rybaczkach i długich butach w kolorze brązu Mają. Cała gromada wytrzeszczyła oczy kiedy dziewczyny dosiadły się do mnie, akurat strzelałam balona z gumy. Podszedł do nas Kalim, jeden z kelnerów w tej porze, dając nam menu, wkułam już z niego wszystko co mi potrzebne do funkcjonowania, tak jak i reszta moich towarzyszek, więc w ciągu sekundy złożyłyśmy zamówienie.
-Już przynoszę.-powiedział strażnik. Gdy tylko poszedł doskoczyli do nas ci buszmeni.
-WY ŻYJECIE!?- różnie brzmiały ich tony. Wesołe, zaskoczone, z ulgą...
-No tak, jak by to było inaczej...-zaśmiała się Kaja.
-A wy co tak długo tu szliście?-zapytała Majka ignorując wszystko, z resztą to tak jak ja robiłam...
-Słucham?!- Horo wtrącił się do rozmowy, ale na Majkę spojrzał z zaciekawieniem, no ta... U ciebie ciołku zimno, a tu nagle się okazuje że pod tymi golfami czai się E 75 nie? I to jeszcze z takim dekoltem, nie?- A wy tu kiedy byłyście?!-zapytał.
-9 dni po wypadku-zakomunikowała Gumi zakładajac nogę na nogę, na co Kaja zasłoniła Choco oczy, a Dara ogółem na jej widok skuliła się i dostała fazy "mam małe cycki, jestem gruba i w ogóle za chwile potnę się różową łyżką w czaszeczki". Ren natomiast patrzył na nas z profesjonalnym "jak bym nie był z Tao to bym się gapił jak pedofil w przedszkolu, ale że jestem z tak zajebiście honorowej, szlachetnej i w ogóle najlepszej na świecie rodziny to się gapić nie będę". Choć widząc tą minę jeszcze by się dodało "poza tym widziałem większe". I nie dostań człowieku kompleksów i bądź dowartościowany, inna sprawa gdzie on to widział... Dobra nieważne, Gumi im już wszystko tłumaczy, o Yoh doszedł do imprezki. Niedaleko zauważyłam te 5 pipiduwek co im problemy sprawiało, jak to się tu dostało? Tylko K.D wie... Ale ten to tu wszystko kuźwa wpuści... Nagle głośnik skrzypnął radośnie, poskrzeczał i w końcu wydobył się z niego ochrypły głos kobiety.
-Witajcie drodzy szamani. Gratuluję wam dostania się do wioski, za parę dni rozpocznie się 2 runda na razie zapraszam was na zwiedzanie naszej wspaniałej wioski, do sklepów z pamiątkami, kawiarenek i podziwiania pięknych widoków. Dziękuję za cierpliwość i wysłuchanie...-zakończyła Goldva.- Talim jak się to wyłącza.?-trzeszczenia came back.
-Naciskasz guzik... Nie nie ten, ten czerwony... To jest niebieski...-zakłopotany głos strażnika wesoło rozbawiał całą wioskę.
-Wyłącz to cholerstwo!-zażądała kobieta i chyba rzuciła biednym urządzeniem w jeszcze bardziej biednego strażnika.
-Ała, ale nie w głowę!-zakwilił smutno i wyłączył mikrofon.
-Yes! Parę dni wolnego!-ucieszył się Horo.
-Pilikia by cię zabiła, będziemy trenować, ja będę cie pilnować wiec nie ma ze boli- jego zapędy ostudziła Maja. Podobne wiadro zimnej wody zostało zrzucone na Choco, Ryo, Yoh i Fausta, bo Ren i tak miał zamiar trenować, jemu się nudzi w życiu, na urodziny skołuje mu psa.... Albo kota... No cóż w każdym bądź razie, zapowiada się fajnie...

sobota, 23 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 13

"Pomiędzy życiem, a śmiercią jest cienka granica, jednak życie bez sensu jest gorsze od śmierci..."

Nie lubię podróży... No bo rzesz cholera ciężka i niewymuszona! Nie wiem czemu ale cały świat się uparł ta tą bandę stefcia i nieszczęścia! Przez to wszystko niedługo po tym wyruszenia z miasteczka zostaliśmy rozdzieleni, jak by tego było, kuźwa, mało zepchnęli nas w przepaść. Właśnie sobie tam leżymy z ledwo wyczuwalnym pulsem, no rzesz kurwa!
-O rany.... Wściekną się jak się dowiedzą ze je zepchnęliśmy.... I to całe X-LAWS też zachwycone nie będzie...- powiedział nieznany głos.
-W nosie z nimi, powiemy ze spadły przypadkiem....- wyjaśnił inny głos, oba należały na 100% do facetów, ja im kuźwa dam sanki!!!! Przejadę parę razy po mordzie to się nauczą!!!!
-Skoro tak mówisz Baltazarze...- bardziej chłopięcy, a zarazem pierwszy jaki usłyszałyśmy, głos nie był przekonujący...
-To spadamy.- powiedział ów Baltazar. Zapamiętam cię gnojku... Potem już ich nie słyszałam.
***
Leżałyśmy tak nie wiem ile, aż w końcu... Na kamieniu niedaleko zauważyłam parę białych sandałko-szpilek. Uśmiechnęłam się pod nosem i z bólem spojrzałam wyżej, biała sukienka, idealnie białe włosy i wlepione we mnie niebieskie oczy ślicznej, bladej dziewczyny podpierającej głowę na łokciach, które były z kolei oparte o kolana, przez co dziewczyna garbiła się niemiłosiernie.
-Znowu to samo... Jak twardymi sukami trzeba być by przeżyć taki upadek..?-westchnęła białowłosa anielica... No co... A no tak zapomniałam o skrzydłach wystających jej z pleców na 0,4m wspomnieć, sorry, nie zauważyłam ich(xD). -Znaczy... Gumi trzeba wskrzesić... Aj co ja z tobą mam...-westchnęła.
-Też cię kocham- wychrypiałam ignorując fakt że wypowiedzenie tych słów nie należało do łatwego zadania... Spadnijcie z urwiska i zdołajcie coś powiedzieć, więc spierdzielać. Dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco.
-Jesteś niemożliwa Aiko...-zaśmiała się.
-Nie nazywaj mnie tym imieniem*-burknęłam niezadowolona, czując że ból mija, a Maja i Gumi z jękiem się podnoszą.
-Ile tu leżymy do cholery kolorowej?-zapytała Gumi.
-9 dni...-oznajmił anioł. Pobladłam, no bez jaj że leżałam jak debil przez 9 dni!!! Nosz jasna matka tulipana zielonego!
-Gumi...-wysyczałam przez zęby- Dość cioci dobra wróżka Miecia, zniszcz te cholerne bransoletki, jedziemy do tego Patch, i mamy w nosie jakimi chamkami będziemy!- moja siostra nawet się nie sprzeczała, zerwała bransoletki z ręki, a wszystkie korale zrobiły się czarne. Poczułam o wiele więcej foryoku niż pamiętałam... No ta, to zdarzenie u Rena i ten upadek...
***
Godzinę później byłyśmy już w wiosce strażników, byłyśmy jako jedne z pierwszych. Ceny kosmiczne, luksusów nie ma... Z dnia na dzień było tu coraz więcej osób, nie zwracałam na większość z nich uwagi. Dopiero pewnego dnia, gdy zjawiła się tam czerwonowłosa dziewczyna o szarych ochach, długowłosa szatynka o brązowych włosach i niebieskooka dziewczyna o czarnych włoskach z pasemkami okazałam minimalne zainteresowanie. Jednak z każdym dniem rozumiałam coraz bardziej... Że to już nie zabawa a prawdziwa walka, której ceną może być życie...
*Wiem ze pewnie wiecie jak mam na prawdę na imię, ale stwierdzam że tak będzie Lepiej, a tu jest tak że matka chciała dać jednej córce imię z Japonii. Też was kocham dzióbki^^

środa, 20 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 12

"Rób jak uważasz, ale i uważaj i uważaj co mówisz, bo czasem to może być ostatnie co powiesz..."

Maja leżała spokojnie na piasku, Gumi doprowadzała swoje włosy do porządku, a ja siedziałam żując gumę. Taa.... Samolot którym lecieliśmy miał "wypadek", choć wątpię żeby sprawdzony 5 godzin temu samolot, zapytałam Rena czy oni sprawdzili to czy mają zamiar nas zabić wraz z nim, okazało się ze sprawdzanie sprawności powietrznego transportu było skończone niewiele przed godziną wylotu, miałby wypadek. Uważam, tak jak większość z grupy, że był to sabotaż.
-To na pewno Hao!- powiedział w niebo głosy Horo.
-Ucisz się...-burknęła Gumi.- Co mu po tym jeśli nam zniszczy transport?-spytała.
-No bo...-zaczął.
-Idiota-westchnął Ren.
-Ej!!!!- wydarł się niebieskowłosy.
-Oj zamknijcie się-westchnęła Maja.- To nie jego wina, dajcie spokój, musimy zacząć iść.
-Dokładnie, to tylko godzina drogi-uśmiechnął się Yoh. Wstałam i otrzepałam tyłek, Maja wstała i otrzepała się całościowo, a Gumi z gracją, rozciągając się, otrzepując się kopnęła Horo w piszczel.
-Przecież do miasta 3 dni....-zaczął Ryo.
-Yoh mówił o oazie niedaleko, ja uważam że to dobry pomysł, odpoczniemy, zjemy coś i uzupełnimy zapasy wody.- powiedziała Maja.
-Bzdury- no cóż... jam niecierpliwa osoba...- Powinniśmy od razu kierować się do miasta....-westchnęłam.
-Miki, woda jest potrzebna, poza tym NIE możemy przecież pośpieszać grupy.- warknęła mi do ucha dyskretnie kryjąc fakt ze mam zapomnieć o użyciu Yamiego. Nie rozumiem, przecież tak moglibyśmy od razu przeteleportować się koło Patch i być tak jako jedni z pierwszych, ale nie kuźwa, lepiej łazić. Znaczy schudnąć się na pewno schudnie... A dobra, trudno, westchnęłam i poczekałam aż łaskawie się zbiorą. Niestety to szybko nie nastąpiło, więc się wnerwiłyśmy i ich przymusiłyśmy do tego by w końcu ruszyli. Rzeczywiście zajęło to godzinę, a potem drugie tyle na odpoczynku. Uzupełniłyśmy zapasy, po czym usiadłyśmy w cieniu i gadałyśmy po polsku żeby nas nie zrozumieli. Po pewnym czasie ruszyliśmy dalej, Horo po 20 minutach zaczął mamrotać że jest za gorąco, Ren zaczął go uciszać, Ryo zachwycał się drogą, a Yoh wesoło nucąc szedł. Gumi puściła na maksa muzykę w słuchawkach, Maja gadała przez telefon z matką, a ja ledwo wytrzymywałam. Chłopcy w końcu się ofochali, Ren podszedł do przodu, a Horo zaczął gadać z Ryo.
-Hej...-zaczęłam. Spojrzał na mnie spode łba. Geez facet jest gorszy niż rozwścieczony cerbet, a widziałam takie dziadostwa, więc wierzcie mi.
-Cześć...-burknął od niechcenia. Szliśmy tak w milczeniu, przez ten czas co jakiś czas patrzyłam ukradkiem na chłopaka, szedł spokojnie. To było coś dziwnego, ale pomimo to nie mogłam się oprzeć i dalej na niego zerkałam. Tak minęła mi cała podróż, dotarliśmy do miasta w 3 dni, a potem poszliśmy się o wszystko wypytywać, nie znaleźliśmy nic, chłopcy jeszcze poszli do biblioteki, a my na małe zakupy, no co? Zawsze lepiej mieć zapasy zapasów... A to ze musiałyśmy się przebrać to już inny temat. Po tym wszystkim poszłyśmy szukać. Dość długo to nie trwało, wiecie zasada "gdzie największy rozpierdol tam oni" działa i tutaj. Szybko, bo nie chcemy oddawać kasy za całe miasteczko, pobiegłyśmy do naszego celu, zobaczyłyśmy 5 lasek które uciekały, nie zwróciłam i pewnie nie zwrócę na nie dużej uwagi więc... Chrzanić je... Chłopcy stali ogłupieni.
-Co to było..?-zapytał Horo.
-Uważajcie na róże koledzy, one mają róże.- zaczął Ryo.
-Lubie róże...-zakończył Ren.
-Co jest z wami chłopaki, jak bym was nie znał pomyślałbym że się zakochaliście.-zaśmiał się młody Asakura.
-Pięć szamańskich księżniczek, nic dziwnego...-zaczął Umemiya.
-Przecież podróżują z nimi 3 ładne dziewczyny...-zaczął Yoh.- Inna sprawa że dla mnie najładniejsza jest Anna-dodał już niesłyszalnym, prawie że, szeptem.
-Nie, no Ale Majkę znam od dawna...-zaczął Usui, a blondynka spochmurniała.- Gumi jest taka jakaś Nijaka, a Miki to wredna, agresywna małpa...- dokończył.
-Zgodzę się...-powiedział Ren. Yoh i Ryo którzy nas już wcześniej zauważyli pobledli.
-Wy małe, chamskie, dwulicowe sukinkoty!-warknęłyśmy wszystkie. No cóż... Potem my, Ryo i Yoh poszliśmy na kolację, a tamci leczyli się po "kłótni" z nami... Przespaliśmy się w motelu i następnego dnia ruszyliśmy w drogę.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 11

"Kiedy spotykasz starych przyjaciół czujesz się jak byś odzyskał cenne wspomnienie ,które już nigdy nie przeminie"

Niedługo po tym wszystkim w pewien piękny, piątkowy poranek dzwonki zrobiły na m pobudkę. Większość osób, a na pewno ja, wywaliło dzwonek przez drzwi. Po chwili jednak wstałam z piękną szopą na łbie. Warknęłam, prychnęłam i złapałam za dzwonek. Okazało się ze on nam od wczoraj to oznajmia, dziwne, a może jednak moje słuchawki są głośne... Inna sprawa ze to podziałało jak "drzemka" budzika w telefonie. Po chwili, po naciśnięciu wszystkich guzików jakie tam były, poszłam się umyć, uczesać i ubrać. Maja jadła już śniadanie, a Gumi latała po domu i dopakowywała torbę bez dna. Nie ma to jak mieć ducha czarownicy za stróża, tak, mój stróż rzucił na nasze torby podróżne zaklęcie zwiększająco-zmniejszające że się tak wyrażę, na serio to to się nazywa szukejo-kuszukolu, ale cholera wie co to oznacza. No cóż, po skończonym posiłku upewniłyśmy się że każda ma wszystko co potrzebuje, zamknęłyśmy dom, zapieczętowałyśmy by nas nie okradli i poszliśmy do chłopaków. Wcześniej się z nimi tak umówiłyśmy, o której? Dokładnie 49 minut temu, ale walić to. Stanęłyśmy żeby na nich zaczekać, a potem ruszyliśmy na lotnisko. Oczywiście w autobusie ich ochrzaniłyśmy bo się spóźnili. Kiedy już dotarłyśmy na miejsce musiałyśmy chwilkę zostać w autobusie bo portfel Majki zniknął. Okazało się że jakiś facet go "przypadkiem" zauważył na podłodze, i tak miał z 17 innymi portfelikami.... My powiedziałyśmy że nam się spieszy i szybko wysiadłyśmy, nielubimy takich zamieszań . Spokojnym krokiem poszłyśmy na lotnisko, rozmawiałyśmy po drodze że jak będziemy w jakimś mieście to musimy kupić pamiątki, a tu taka "miła" niespodzianka. Hao, długowłosy brunet o czarnych jak węgiel oczach, ucinał sobie "milusieńką" pogawędkę.
-Zaprzyjaźniają się- ucieszyła się Gumi. I wtedy Hao walnął Horo. Maja najeżyła się jak kot i szybko pobiegła do chłopaka.
-I się zaczyna, stawiam opakowanie żelków że go opieprzy- powiedziałam.
-Przyjmuje zakład i dodaję cole i czekoladę.- zaczęła zielonooka.
-Przyjmuję.- uśmiechnęłam się. Podeszłyśmy i zobaczyłyśmy jak Hao patrzy z minką "no przepraszam no", swoją drogą ten chłopak jest słodziutki, a jednocześnie przystojny i cholernie seksowny...(Osobiście mam zamiar napisać skargę na autora że zrobił mi krzywdę psychiczną bo jak ja mam normalnie żyć jak widziałam tylu przystojniaków? Przyłącza się ktoś? Gumi i Maja:MY!) Ludzie i weź tu z takim gadaj.... Ale ogółem to jest fajny i przyjazny.
-..A jak byś mu kręgosłup złamał?! Przysięgam zrób tak jeszcze raz a za siebie nie ręczę!- awanturowała się Majka.
-Wygrałam.- wyszczerzyłam się do siostry. Ta tylko westchnęła.
-Cześć!-krzyknęła do szatyna. Majka poszła sobie do Horo i zaczęła go wypytywać czy wszystko okej, ten oczywiście zgrywał twardziela i mówił ze o nic. Kłamał jak z nut, ale ciul.
-O Gumi! Miki! Wy też tutaj? Miło was widzieć.- uśmiechnął się.- Lecicie z nimi?-zapytał zdziwiony.
-Przesz bez nianiek oni se nie poradzą-westchnęłam.
-CO TO MIAŁO ZNACZYĆ?!- zapytali Horo, Ren i Ryo.
-Że zachowujecie się jak dzieci.- odpowiedziała za mnie Gumi i Majka w idealnej synchronizacji.
-Nawet ty?-zapytał się Horo, a po jego policzkach płynęły łzy.
-Taka prawda- odparła smutno, na co Horo się ofochał.
-Dobra dość, Hao won, a my już lecimy.-zarządziła Gumi. Hao ładnie się pożegnał, a obrażeni, w większości, chłopcy wsiedli do samolotu, my zrobiłyśmy to samo. I tak zaczęłą się nasza podróż.

czwartek, 14 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 10


"Walka zawsze ma cenę, ale nie zawsze musimy ją zapłacić, wystarczy tylko pomyśleć i już możesz zrobić wszystko"


Kilka ruchów kosom i kraty do celi Jun były rozwalone, dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i wstała, na ziemi obok zobaczyłam leżące ciało bez dłoni. Potem pamiętam jedno, zakręciło mi się w głowie i uderzyłam głową w te kamienie. Taaa... Ale mam argumenty!!!! Cukier mi spadł i się przestraszyłam i jeszcze okoliczności takie ze się walnęłam, albo mnie uderzyli dość dużo razy... Dobra więc w skrócie... Jak tak leżałam ta banda leni tu dotarła uwolniła Rena, a Jun została chwile ze mną.
Powoli otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Jun, a raczej jej stróż, walczyła z chmarą zombiaków jej ojca, a przy obecnym stanie foryku jeśli zacznę atakować będzie kiepsko... Wstałam i westchnęłam, otarłam coś z czoła... Była to krew, pięknie, jeszcze se łeb rozwaliłam.... Boże przesz przy myciu włosów to będzie szczypać jak cholera! Moment... Krew....KREW!!!! Podbiegłam do Jun i stanęłam przed nią po drodze, krótkiej, bo krótkiej, wyjęłam złoty medalion z czerwonym klejnotem w środku.
-Co ty robisz?!-zapytała, a raczej pisnęła Jun.
-Idź...-powiedziałam spokojnie. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy po czym spojrzała na swojego stróża.
-Popierdoliło cię?! Jak upadłaś coś ci się wbiło w czaszkę i uwiera w mózg?! Oni cię zabiją!- krzyknęła.
-Chcieliby...-zaśmiałam się, a po chwili spoważniałam, w oczach rozpalił mi się żywy ogień.- W około jest pełno krwi, to wystarczy na jakiś czas, potem użyje szkieletów, po wszystkim użyję kontroli, jeśli to przeżyję to oboje wisicie mi ciastko i kawę.- powiedziałam, a Jun i Pyron zaliczyli zsynchronizowana glebę.
-Ryzykujesz życie dla kawy i ciastka?!-zapytała Jun.
-Nawet mnie nie tkną do puki nie pozwolę...- powiedziałam spokojnie, ale zimno. Dziewczyna spojrzała na mnie i po chwili westchnęła.
-Dobrze.- powiedziała.- Ale jak skłamiesz nigdy ci nie wybaczę.- powaga w jej głosie świadczyła że mówi prawdę. Szybko pobiegła na górę, oburzone ciała sterowane przez tego ich ojca... Ani mi się śni wy marionetki....
-Ren, muszę oszczędzać foryoku, ale proszę.... Spraw by krew ich atakowała...- szepnęłam. Medalion zaświecił i wydobył się z niego duch. Miał długie, białe włosy i czerwone oczy, była piękna, a do tego miała ostre kły.
- Zwą mnie Panią, ma palce chude i wprawione zawsze gotowe do pracy. Krew mym pożywieniem, a ciała zabawkami, cicho i idealnie się do ciebie skradam by zadać zabójczy cios, a ty się nie spodziewasz i podziwiasz mnie. Zwą mnie Panią, bo twe ciało mą marionetką, a krew twa robi co każe, pożywię się, a potem przekształcę w lalkę. Zwą mnie Panią, bo są moją własnością, a teraz zdychaj ku mej uciesze, ku uciesze wampirzej Pani~ -zaśpiewała cichutko, krew która była w całych lochach złączyła się w jedno, przypominało Red. Atakowało te cholerne marionetki, ale ich ciągle było za dużo, krew powoli wyparowała. Przełknęłam ślinę i zaczęłam nerwowo szukać mediom Domi, znalazłam je w ostatniej chwili, ale... wszystkie nagle się zatrzymały, po czym wróciły w głąb tej piwnicy. Opadłam zmęczona, ta... Starałam się to utrzymać jak najdłużej przez co moje foryoku wynosi jakieś.... mniej, kuźwa, niż zero... Powoli usiadłam i zamknęłam oczy, nie miałam sił by się ruszyć, ale wiedziałam że skoro skończyły atakować to Ren wygrał, uśmiechnęłam się do siebie i straciłam przytomność( Feel like Jane the killer).
***
Powoli otwierałam oczy, nie byłam już na podłodze w lochach. Leżałam na czymś miękkim i trzęsącym się. Westchnęłam się i usiadłam powoli, tak jak przypuszczałam byłam w powozie, na drodze nie było nikogo poza mną i moimi duchami.
-Domi wiesz jak nienawidzę jeździć na tym czymś...-burknęłam.
-To nie coś a kukuszu- powiedziała obrażona demonica. 
-Jedno to samo...-dotknęłam głowy, nawet się nie zdziwiłam że jest uleczona.
-Była tu..?-zapytałam.
-Jak zawsze gdy się skaleczysz...-odparł Yami który prowadził pojazd.- Wredna, małą zdzira...-zawarczał.- Wiesz co ona o nie powiedziała?!
-Że jesteś słodki, miły i kochany? Czyli to co zawsze, odparłam.- potem już wszyscy umilkliśmy. Domi zajęła się czytaniem, Yami z fochem prowadził, a ja siedziałam spokojnie i patrzałam na góry. Nagle mój telefon radośnie oznajmił że ktoś do mnie dzwoni. Wyjęłam telefon i zdziwiłam się widząc kto dzwoni.
-Już się stęskniłeś?-zapytałam Rena gdy odebrałam.
-Oszalałaś?!- wydarł się mi do ucha.- Gdzie ty się podziałaś?! Jun mówi ze tu byłaś tutaj! Przychodzimy i ciebie nie ma!!!!!- warczał do telefonu. Ja chwilkę się leczyłam z głuchoty i potem przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-Po co miałam tam siedzieć? Poszłam po prostu do domu, znaczy jadę do domu, spotkamy się w dniu drugiej rundy, pa.- powiedziałam i odłożyłam słuchawkę. Na nic się to jednak zdało bo za chwilę znowu ktoś zadzwonił, ale teraz z nieznanego numeru. 
-Hallo?- powiedziałam lekko zirytowana.
-Dziękuje za pomoc...- powiedziała Jun.
-O.... eee... nie ma za co, ale skąd masz mój numer?
-Wzięłam od Rena- powiedziała spokojnie. Potem jeszcze gadałyśmy jakąś godzinę czy dwie, fajnie było i miło. Po tym czasie dotarłam do najbardziej odludnionego miejsca. Tam Yami otworzył dziurę teleportacji i wróciłam do domu w Japonii.

wtorek, 12 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 9

"Życie to nie sen czy bajka! Nie jest zawsze spełnieniem marzeń, ale dzięki niektórym staje się bardzo podobny do najpiękniejszego snu~"

-Nie, Miki nie możesz jechać!- Oni już jadą! Wiem ze ten chłopak ci się podoba, ale znasz go maximum 2 dni!- Gumi po raz pierwszy próbowała mnie zmusić do logicznego myślenia, ona mnie, a nie ja ją...
-Wiesz ja też tak miałam z Horo...-powiedziała Maja jedząc ciastko. Obie na nią popatrzyłyśmy.
-Chcesz dla niego ryzykować życie?! Czemu? Wcześniej chciał cię zabić! Nosz na litość boską!!! To JA jestem idiotką.
-Gumi... Dla niego też byś to zrobiła, prawda?- to była moja jedyna odpowiedź. Gumi patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a Maja przerwała jadzenie i patrzyła spod rzęs.
-Masz mi wrócić jak najszybciej...-powiedziała spokojnie. Uśmiechnęłam się, zapięłam plecak i poszłam. No ta... Nie, nie, nie Ren nie napisał prosząc o pomoc... To zrobił Bason, ale do mnie napisała Jun, siostra Rena. Właściwie to nie dawałam biedakowi spokoju przez całą jego podróż w pewnym momencie. Potem dostałam wiadomość od jego siostry... Spojrzałam jeszcze na siostrę. Westchnęła i dotknęła bransoletki, uśmiechnęłam się. Wyszłam z domu i ruszyłam na stację, mój plan? Jak bym jakiś miała, no cóż... Nigdy nie umiałam się dobrze namyśleć jeśli byłam zdenerwowana... No cóż... Teraz najlepszą opcją będzie zjedzenie czekolady i zdobycie informacji o przeciwniku... O ile mi napisała Jun... To ich ojciec( Ja się kieruje orginałem, ale jak ktoś chce to może tu wstawić "wujek") Rena... Zagłębiłam się więc w medytacji, parę duchów powiedziało mi co słyszało o tej rodzinie, osobiście nie byłam przekonana czy wierzyć, czy nie, ale byłam pewna jednej rzeczy, ta rodzina jest silna... I to bardzo...
***
Moja podróż była dość długa, ale nie narzekałam, miałam zajęcie... Mianowicie powiększanie swojego foryoku. Spokojnie, nie tak jak myślicie, ja mam inne sposoby. Kiedy w końcu wysiadłam, musiałam jeszcze dość sporo dojść, ale to też mi nie przeszkadzało, inna sprawa ze mogłabym po prostu rozwalić tą bransoletkę, prze teleportować się i być największą łajzą ładując im się do domu, uwalniając Rena i Jun, po czym rozwaliwszy nos ojcowi chłopaka oznajmić mu ładnie że jeszcze raz tak zrobi a mu załatwię dożywotni pokój w piekle z pięknym widokiem na magmowe morza. No cóż, ale nie chce się zdradzać co potrafimy więc... Taa... Męcz się Pani bo ci każą... A potem i tak wyjdzie na moje... Dobra wracając... Byłam już prawie przy domu chłopaka, o kuźwa... Wokół całego, swoją drogą ta rodzina ma kompleks wyższości, wielkiego domu było pełno zoombiaków...
-Nienawidzę takich stworów... Kpią z pracy mojego taty...-odezwała się mała kulka po mojej lewej. Była ona szara z długimi włosami i jadowicie zielonymi oczami.
-Masz szansę się zemścić...-powiedziałam lekko odchodząc od klifu...
-Moment ty chyba nie masz zamiar....-zaczął Yami. Nie słuchałam go jednak bo pobiegłam i wyskoczyłam na jakieś 2 metry na wysokość około 120 metrów.... Niech żyją tacy samobójcy jak ja, przynajmniej się nie boje zrobić takich rzeczy.
-FORMA DUCHA!-krzyknęłam kiedy czułam jak spadam, adrenalina uderzyła do mózgu, ubrania lekko uniosły się do góry, płaszcz ze mnie zleciał, a włosy tańczyły w powietrzu, kochałam takie rzeczy...- Lili do kosy!- dodałam śmiejąc się, a dana broń pojawiła się pod moimi nogami. Nadepnęłam na nią lekko i złapałam w dłonie. Broń wbiła się w ziemie amortyzując upadek. "Strażnicy" patrzyli na mnie jak na debila, a ja to pięknie i chamsko wykorzystałam pozbywając się większości z nich. Potem chwile unikałam ataków tych dziadostw, a następnie ich zniszczyłam. Zaczęłam szukać chłopaka i dziewczyny. Wyczuwałam ich energie w piwnicy, powoli poszłam tam oczywiście niszcząc te dziadostwa. W końcu doszłam do lochów, zobaczyłam tam dziewczynę o zielonych włosach i fioletowych oczach, była przykuta, a od ścierkami  leżał telefon... Pewnie to ona jest siostra Rena...
-No, no, no... Masz niezłą odwagę i tupet żeby tutaj przychodzić... Szkoda ze widzisz mnie w takiej sytuacji... Ale ciesze się ze tu jesteś- usłyszałam zimny jak lody Antarktydy głos fioletowowłosego. Spojrzałam w tył i dostałam duszności... Ren był przykuty do jakiejś pseudo figury smoka, miał na sobie poszarpane spodnie i nie posiadał koszulki. Patrzyłam na niego oczami wielkości kół ciężarówki. Po chwili wyjęłam telefon i zrobiłam mu, z pełną bezczelnością, chamstwem i świadomością, zdjęcie.
-Ej!- poczerwieniał
-Co? Mam przegapić możliwość na szantaż? A nigdy w życiu- Łże jak pies... To zdjęcie jest do użytku własnego... Ale on wiedzieć nie musi...- Więc... Jak mogę wam pomóc?-zapytałam chowając komórkę.
-Po prostu nas uwolnij...- warknął.
~~~~~~~~~~~~~~~~


Jestem tak sprytna ze się zorientowałam jak się robi screeny i wam sama to zrobiłam bo nigdzie znaleźć nie mogłam;-; ~
Ale on tutaj słodko wygląda, po prostu nie mogę >U< Dobra kończę zanim was ogłuszę fangirlscreem. Pa^^
A i dedykacja dla mojego tygryska od Darci~

niedziela, 10 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 8

"Czasem gdy czujesz coś po raz pierwszy nie chcesz się do tego przyznać, uświadamiasz sobie że to był błąd dopiero kiedy jest za późno..."

Wiecie jak to czasem jest kiedy masz bardzo ważne wydarzenie? W dodatku to nie ty decydujesz jak się potoczy i nawet nie dotyczy ciebie? Ja miałam to szczęście że nie poznałam takiego uczucia (jeszcze), za to Anna tak i dla tego warczała na wszystko w koło, do momentu w którym Yoh opuścił dom, bo potem siedziała z poker face'm i mówiła że w niego wierzy i że on na pewno wygra. Tamara, która przyjechała razem z nimi, tak znam ją.... raz czy dwa mama zmusiła mnie do pojechania z nią do dziadków, a pewnego razu weszła też do swojej przyjaciółki Keiko, matki Yoh i tam ją spotkałam, Tamao jest śliczną dziewczyną o różowych włosach i oczkach, do tego jest uprzejma i kochana, osobiście czasem myślę że jak by wcześniej dali Yoh do wyboru Anne lub Tamao to chyba wybrałby Tamao bo jest o wiele łagodniejsza i milsza, ale co ja tam wiem. Tamamura prawie dostawała zawału i przez to dom lśnił, jedzenie było gotowe, a Anna była, w miarę, zadowolona. Ja i Gumi, wróciłyśmy do domu jak chłopak wyszedł, usiadłyśmy  i oglądałyśmy Tv, a Maja głaskała małego jeża którego znalazła, głaskała po pyszczku oczywiście. Zielonooka komentowała że te relacje bohaterów są chore, Maja mówiła jej ze czego ona się spodziewała a ja zaczęłam czytać książkę. Powoli zbliżała się godzina walki Yoh, spojrzałam na dom Asakury. Pomimo wszystko czułam lekkie zdenerwowanie Anny.
***
Około 20 ktoś zapukał do naszych drzwi. Maja wstała i poszła otworzyć, po chwili wróciła z zaczerwienioną Tamamurą. Mogę się założyć ze wpatrywanie się w nią zbytnio nie pomagało jej w wysłowieniu się, ale trudno.
-N...no więc.... A...Anna zaprasza was na wspólne świętowanie.... I... N...na poczęstunek...- wyjąkała. Zielonooka wstała i otrzepała się z kurzu, Majka poszła po naszykowane wcześniej dla jedzenie które zrobiłyśmy, a ja wstałam i odłożyłam książkę.
-Idziemy.-powiedziała brązowooka. Jak powiedziała tak zrobiłyśmy.
Chwile potem już zostałyśmy wesoło powitane, Horo zaczął chwalić się Majce że przeciwnicy nie mieli szans, a ona z błyszczącymi oczkami go słuchała. O dziwo był tam też ten cały Ren. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, on się lekko zaczerwienił i spojrzał w bok, dałam Annie torbę z jedzeniem, które zaczęła wystawiać. Usiadłam obok rena, po jego drugiej stronie siedział Morty.
-Toast za zdanie tego cholernego testu!-powiedział Horo.
-Zdrowie-krzyknęli wszyscy pijąc sok pomarańczowy.
-Czemu to tak dziwnie smakuje?-zapytał niebieskowłosy.
-Bo w tej szklance trzymamy płyn do zmywania naczyń.- odparła Kyoyama.
-Anno...-westchnęła Maja podchodząc do Horo i dając mu jakiś ziołowy napar. W tym samym czasie Tamara nalała Yoh soku i podała mu go. Zaczęła się lekko trząść.
-J...ja.... Ja.... GRATULUJE PRZEJŚCIA PIERWSZEJ RUNDY!- pisnęła, jej twarz zaczęła robić się czerwona i zwiała. Morty, Ren i Ja piliśmy sok i zgodnie zrobiliśmy tylko "Yhym". Yoh jest równie ślepy co Horo skoro nie zauważył że ona się w nim kocha odkąd są mali.
-Ale jak mam nagrać film jak oglądam inny film?-zaczęła się "mądra" rozmowa Usuia z Asakurą. Po dość ciekawej wymianie  zdań, Ren się wnerwił. Odstawił pustą buteleczkę po mleku.
-Kostka mydła już dawno by to zrozumiała...- powiedział patrząc na Horo.
-Coś ty powiedział?!-zapytał Usui.
-Debil....-burknął chłopak.
-Osz ty....ty...
-Oboje się uciszcie- powiedziała Gumi patrząc na nich z mordem. Potem się w miarę uspokoiło, chłopcy zajęli się sobą, Maja i Pilika zaczęły gadać na nieznany mi temat, Morty gadał z Gumi i Anną, a ja zaczęłam się wgapiać w Rena. W końcu się wnerwił i spojrzał na mnie.
-Co?-zapytał.
-Nie podejrzewałam że przyjdziesz do Yoh...- powiedziałam pijąc cole.- Chcesz się zmienić, chcesz zobaczyć jak to jest mieć przyjaciół...- chłopak poczerwieniał.
-Wcale nie!- burknął.- Z resztą co ty o tym możesz wiedzieć?-zapytał patrząc mi w oczy.
-Więcej niż ci się zdaje...- spokój w moim głosie chyba go lekko zdziwił.- Jak chcesz możemy pogadać przez telefon, daj swój numer- wyjęłam komórkę.
-Chyba cię coś boli, nie daje numeru pierwszej lepszej osobie.- powiedział. Tak się opierał przez jakieś pół godziny, aż w końcu zrozumiał że nie ma co się kłócić bo mu spokojnie żyć nie dam więc podał go, ja podałam mój.
***
Ja, siostra i kuzynka poszłyśmy do naszego domu, a chłopcy poszli się wykąpać. Umyłyśmy się(każda ma łazienkę w swoim pokoju) i położyłyśmy spać. Siedziałam i patrzyłam jak Ren wsiada na konia i odjeżdża. Wyjęłam telefon i zaczęłam pisać.
"To nie jest najmądrzejsza decyzja, wiesz o tym prawda?"
napisałam
"Muszę to zrobić, inaczej nie będę mógł spokojnie żyć"
Westchnęłam, miałam co do tego złe przeczucia, wiedziałam że są słuszne, ale nie mogłam go zatrzymać, jedyne co mogłam zrobić to się naszykować do wyprawy by mu pomóc.... Zanim jednak poszłam spać dostałam jeszcze jedną wiadomość.
"Dziękuje że się martwisz"
-Głupek...-szepnęłam sama do siebie i zasnęłam.

sobota, 9 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 7

"Kiedy świat nam daje wyraźnie do zrozumienia ze ma wobec nas plany, my to i tak ignorujemy, a potem żałujemy.... jesteśmy dziwnymi istotami, prawda?"

Dojście do siebie zajęło mi co najmniej 10 minut, a opanowanie się by nie być fangirl'em niczym jakaś nastolatka na widok top pudel jeszcze więcej, aż dziw że nie wyjęłam aparatu i nie pobawiłam się w paparazzi. Nie mniej stałam jak totalny debil.... Natomiast chłopak rozejrzał się i zauważył mój dzwonek wyroczni.
-Chwila mam walczyć z dziewczyną? Sędziowie oberwą za niedocenianie mnie- warknął.(W Japonii imię Miki jest i męskie i żeńskie, ale częściej nazywa się nimi chłopców. Dla ciekawostki dodam że ojciec Yoha ma właśnie tak na imię, ale kiedy Hao go pokonał zmienił prawie wszystko w tym i imię na Mikichisa), No i mnie uraził.... Skurczybyk zakichany! Co to ma znaczyć że jak z dziewczyną to od razu niedocenianie?! Ścisnęłam rękę na breloku, co zbyt mądre nie było bo mi się ostrze wbiło, przebiło skórę, a moja krew tworzyła mini wodospad, ale w tym momencie mam to gdzieś. Dzwonki zadzwoniły, chłopak zsiadł z konia i zrzucił wielki jak drzewo płaszcz, widać ze o jakieś 10 razy za duży.... Dzwonek wszem i wobec ogłosił ze możemy zacząć się naparzać. Chłopak utworzył kontrolę ducha wsadzając wielką jak stodoła dusze chińskiego generała, jak usłyszałam chyba nazywał się Bason, do Guan Dao. Z moimi malutkimi, chudziutkimi duszyczkami poczułam się jak sierota, ale jak to mówią, a przynajmniej tak słyszałam od jakiegoś chłopaka który wyszedł z koedukacyjnej łazienki z dziewczyną umierającą ze śmiechu, rozmiar nie jest tak istotny... Z biegiem lat rozumiem o co w tym chodziło... Wracając na właściwy tor, bo jak zacznę o takich sprawach gadać to za miesiąc się walka nie zacznie, ja również utworzyłam kontrolę.
-Damy mają pierwszeństwo- powiedział kłaniając się lekko mając na twarzy cyniczny uśmieszek... Przez chwilkę zastanawiałam się czy się na niego nie rzucić i nie bawić w fangirl'a, czy może jednak zaatakować... Po chwili zastanowienia wybrałam opcje numer dwa i zaatakowałam. Chłopak jednak zrobił unik i chciał mnie zaatakować w plecy, miał do tego dobrą okazję bo ostrze miałam wbite w ziemię, ale tu się objawiają zalety bycia niską i małą, skuliłam nogi i kopnęłam go w tors. Odleciał do tyłu, a ja wykorzystałam to żeby wyrwać ostrze z ziemi i zmienić jego budowę, teraz ostrze było jedynie po jednym końcu broni.
-Nadal masz zamiar traktować mnie jak słabeusza?-zapytałam opierając się na broni.
-Ty mała...- warknął. Potem oboje atakowaliśmy jak debile, po jakiś 10 minutach moje foryoku zleciało o połowę, miałam coś koło 2410, ale chłopak na początku miał jakieś 3000, wiec teraz ma koło 1400...- Dość tego...-warknął. Zdziwiło mnie to, zwłaszcza zdziwił mnie fakt iż zamierza użyć całego foryoku jakie mu zostało, no pięknie... Wsiadł z powrotem na konia i utworzył na nim kontrolę, ludzie nie chce atakować konika. Jeszcze mnie jakiś zielony nakryje i green pice mnie prześladować będzie....
-Masz zamiar zaatakować mnie biednym zwierzęciem?- zapytałam patrząc na to.
-A co? Pani Eko? Wybacz, ale mnie to nie obchodzi!-warknął. Cham jeden..... Chwyciłam pewniej kosę.
-Uderz spokojnie, ze skupieniem, tak żeby odeprzeć, ale nie zrobić krzywdy- szepnęłam do ducha znajdującego się w kosie.  Zaczęłam biec, podskoczyłam i... wylądowałam po drugiej stronie , a chłopak razem z... szczerze to to jest bydle a nie koń, 2 razy większe od normalnego... Dobra, spojrzałam na dzwonek, wygrałam. Uśmiechnęłam się i popatrzyłam na chłopaka, emanował złowrogą aurę, z wielką kroplą zakłopotania zaczęłam się wycofywać...aż w końcu zwiałam... No co? Wy wiecie jakie on ma mięśnie?! Przesz jednym pacnięciem mnie zabije!
***
Jako że było czym się cieszyć wlazłam do cukierni i kupiłam tort, a potem do sklepu i jakieś podróby piccolo, cole i tym podobne. Nawet nie patrzyłam ile wydałam, ale dość mało. Jk można było przewidzieć wpakowali się do nas sąsiedzi, ale nie przeszkadzało nam to. Maja cały czas patrzyła na Horo, ten ją olewał, a Pilika prawie go dusiła ze jest ślepym idiotom i narzekała że czemu ma tak mało spostrzegawczego brata. Ja natomiast co chwila myślałam o tym chłopaku. Uśmiechnęłam się w końcu do siebie i zaczęłam bawić z innymi, no cóż... Los zadecyduje co dalej.

czwartek, 7 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 6

"Nie ma czegoś takiego jak 'miłość od pierwszego wejrzenia' jest tylko zauroczenie, a potem już tylko upadasz na samo dno oceanu głupoty, zwanego też miłością"

Anna od jakiś kilkunastu dni patrzyła na mnie zdziwiona, zaciekawiona i wręcz.... wnerwiona. Yoh już miał pierwszą walkę z Horo i wygrał, następną miał mieć dziś, ja też, ale to była moja ostatnia, Gumi już przeszła dalej, a Ryo pewnego dnia po prostu zniknął. No i biedny Manta musiał zastępować go w kuchni i obowiązkach domowych, Yoh był zmuszany do treningów więc ja albo Gumi czasem pomagałyśmy mu w czymś. Dziś też był taki dzień, poszłam im do sklepu bo kończył im się ryż i kotlety sojowe, dałam mu rybę i ryż od nas i poszłam żeby uzupełnić i ich i nasze zapasy, przy tym zostawiłam biednego Mante znokautowanego jego własnym portfelem. Nie będzie mi wciskał kasy, niech se na witaminki wzrostu zaoszczędzi.... Zakupów zrobiłam tyle ze o matko, córko i wszyscy Świeci. W kasie zostawiłam ponad 5 tysięcy jenów*. Tym razem jednak musiałam kupić kilkanaście rzeczy na wyprawę więc.... No i moja kuzynka, Maja, która dziś już się zjawi poprosiła o małe zakupy. Wracając, było tego tak duże że musiałam przywołać jednego ducha, jestem mieszańcem szamańskim wiec... Dziewczyna dała mi małą laleczkę na breloku, wszczepiła tam swoje prawdziwe włosy więc spokojnie potrafiła stworzyć sobie ciało. Szłyśmy spokojnie, a ona powiedziała mi że zna Amidamaru od dawna, pomogła mu nawet uciec z piekła, zdziwiło mnie to Domi raczej nie jest typem pomagającym inny, lecz po chwili i to mi wyjaśniła, najzwyklej, najzwyczajniej się w nim zakochała i się tego nie wstydziła się tego. Opowiadała mi o wielu rzeczach, na serio było to ciekawe. Szłyśmy właśnie skrótem przez park gdy zauważyłyśmy dość ciekawe zjawisko, no nie takie ciekawe, ale intrygując, a mianowicie Majkę walczącą z jakimś chłopakiem, a niedaleko szedł Horo z Pilicą wracając ze swojej walki, zapewne wygranej bo oboje się strasznie cieszyli. Blondynka skończyła uderzenie w ciągu następnej sekundy tym samym wygrywając. Poszłam do niej, razem z moją towarzyszką, na nasz widok rzuciła się do przytulania. Chwile potem Doszło niebieskowłose rodzeństwo, na widok mojej kuzynki lekko zbaranieli, lecz Pilika rzuciła się ją przytulić.
-Maja! Też bierzesz udział w turnieju?!-zapytała śmiejąc się.
-Tak, właśnie się zakwalifikowałam. -oznajmiła dumnie, a potem jej wzrok padł na Horo. Pilika uśmiechnęła się kiedy tak na siebie patrzyli, a ja wiedziałam wszystko po jednym spojrzeniu na kuzynkę, ale czemu w nim? Dla wyjaśnienia znam Majkę za długo by nie wiedzieć co się dzieje, a teraz widzę ze lubi Horo, na serio lubi.... Podeszła do niego i...przywaliła mu z liścia.
-Aua! A to za co?!-zakwilił trzymając się za bolący policzek.
-Zastanów się!-krzyknęła.- Zniknąłeś bez słowa, bez pożegnania, bez niczego! Nie można się z tobą skontaktować! Nic nie można! Wiesz jak się debilu o ciebie martwiłam?!-powiedziała tuląc chłopaka.- Zrób tak jeszcze raz a cię tak załatwię że wylądujesz w szpitalu!- powiedziała powstrzymując się od łez.
-Przepraszam...-powiedział tuląc ją do siebie, ja i Pilica jadłyśmy zakupione w sklepie paluszki, no co? Takiego show często się nie widuje...
***
Pomimo tego że było nam wesoło, nie miałyśmy już miłych wieści. Horo wracał do swojego i siostry obozu wiec blondynka będzie się gęsto tłumaczyć, a na dodatek Gumi mi oznajmiła że walkę mam przełożoną, była szybsza od dzwonka wyroczni i ze Yoh jest w szpitalu. Zaskoczyło mnie to, ale nie pytałam.Po prostu zajęłam się tym czym miałam się zająć. Ciągle po mojej głowie chodziła być kim może być Tao Ren...
***
Nie lubię czekać.... Czemu więc przychodzę wcześniej? Kij wie.... Popatrzyłam dookoła, facet z lodami już prawie się zbierał, smutny był... No ta, mało ludzi kupiło lody... Podeszłam i kupiłam wielką porcję. Czemu? Bo w cholerę się boję, nie mam zamiaru przegrać, ale... Intryguje mnie to imię jak jasne stokrotka i kabaczki. Miałam dziwne przeczucie, a może jednak nie powinnam tyle żreć... Niedługo moją talię będą szukać naukowcy....Chociaż... Mi to głównie w cycki idzie... Dobra koniec takich tematów... Nagle zauważyłam że już nie ma nikogo, jestem sama, a godzina walki będzie za minutę... Wstałam i zastanowiłam się kogo użyć, nie że jestem jakaś zajebiaszcza, znaczy nie z takim poziomem foryoku, z tym który mam na prawdę to ja dopiero jestem badass'em, więc zdecydowałam się na Lili, córkę ponurego żniwiarza. Usłyszałam nagle brzęk dzwonków i wtedy.... z krzaków wyskoczył wielki biały koń, a na nim... Siedział chłopak, o ciemnofioletowych włosach i złotych oczach. Zamurowało mnie, zbaraniło, wełna mi uszami wychodziła... Pierwszy raz kogoś takiego widziałam, spodnie miał widocznie za wielkie, ale koszulka była opięta tak że widać było idealnie wyrzeźbioną klatę, normalnie marmur, a sama mina chłopaka wyrażała jedynie fakt iż ma zamiar wygrać nie ważne co. 
Zabawnie to zabrzmi, ale pomimo wszystko... Myślałam ze właśnie zobaczyłam upadłego anioła i zamiast jak każdy normalny człowiek zwiać na widok złowrogiej miny, ja widziałam w niej zagubienie i...po protu piękno. Serce zabiło szybciej a w głowie wrzeszczało ze oto uwolniono jakiegoś Uriasza z lochów demonów który oto zamierza mi wkopać, ale gap się dalej, a najlepiej zrób zdjęcie. No cóż...Jednym słowem... zamurowano mnie wewnętrznie, a zdjątko to później.
*Około 170 zł

środa, 6 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 5

"Czasami mała rzecz potrafi kompletnie zmienić sytuację, wiec nigdy nie bądź pewien czegoś co nie jest skończone, a czasami nawet nie bądź pewien tego..."

Anna i Yoh wyszli do szkoły zanim się obudziłam, ja i Gumi... no cóż powiedzmy ze wzięłyśmy udział w programie który pozwolił nam zdać szkołę i możemy mieć ją w poważaniu. Horo sprzątał, a Ryo gotował. Gumi i ja łaskawie zgodziłyśmy się pomóc Usui'owi i pójść za niego do sklepu.
Jako że domy które wynajmujemy(Gumi i Miki wynajmują dom obok domu Yoha i Anny) jest na obrzeżach Tokyo mamy dość spoty kawałek drogi.
-No i jak się podoba?-zapytała Gumi.
-Co?-zdziwiłam się.- Jeśli chodzi o chłopaków to wygrywa Yoh, tamci to lekko mówiąc pawiany.
-Nie o tym mówię-zaśmiała się dziewczyna.- Fakt iż widzisz ich duchy a oni nawet o tym nie wiedzą?-zapytała wchodząc do sklepu i patrząc na listę i mamrocząc pod nosem coś typu "trzeba będzie wpakować w osobne torby". Ta my też musimy zrobić sobie zakupy, bo wczoraj nie poszłyśmy głodne spać bo Anna się uparła ze jak zrobią więcej i jak potem więcej pozmywają to nic im nie będzie. Tak na prawdę nie chciała żebyśmy były głodne wiec... Wymyśliła wymówkę, miło z jej strony. A może kupie jej te ciastka co tak lubi...
-Wiesz... To zabawne jak się hamują od odpowiadania im- powiedziałam wkładając do naszego wózka kilkanaście opakowań płatków.
-Ta.... Tylko nie przesadź z tym, wiesz że turniej może się zacząć szybko i to bardzo....-powiedziała wkładając do koszyka kotlety sojowe. Nagle stanęła jak wryta i tak chwilę stała.- A nie okej, zajmie to około miesiąca, trochę ponad wiec....- wrzuciła kilkanaście opakowań ryżu do koszyka.
-Nam też wpakuj, zrobię dziś sushi, damy im trochę w ramach podziękowań za wczoraj?-zapytałam pakując do koszyka kilkanaście ryb biorąc do tego te które chciała Anna i dając je Gumi. Całe zakupy minęły nam na rozmowie. Zakupy zajęły trochę czasu, głównie przez naszą część uzupełnienia zapasów. Ale Ryo powiedział że potrzebuje tego na 14:30, a jest dopiero 12, a podróż zajmie jakieś pół godziny, no może 45 min bo te siaty ciężkie. W kasie straciłyśmy 3298 jenów* ale kupiłyśmy zastawę do tego i kubki bo nic nie miałyśmy. Zapakowałyśmy wszystko do siatek i poszłyśmy, miałam rację i podróż minęła nam w 40 minut. Najpierw zaniosłyśmy wszystko do nas, a potem dałyśmy to do domu Anny i Yoh. Nikogo w nim nie było co dość mnie zdziwiło, zostawiłam zakupy w kuchni(domu strzegą duchy, poza tym nikt się tu nie zapuszcza, to tylnych drzwi nie zamykają). Wyszłam, a tam zobaczyłam dwóch mężczyzn. Mieli na sobie dziwne ubranka, białe z ozdobieniami jak u Indian. Jeden był brunetem, a drugi szatynem.
-Witajcie, jestem Glin, a to (Dara jakie są jeszcze pierwiastki?;-; Dara:A wolisz metal czy nie metal? Może być Sylur Glin Arsen kobalt. M:Ok^^) Arsen. Jesteśmy tu by sprawdzić czy nadajecie się na wystąpienie w turnieju .- Gumi popatrzyła na swoje bransoletki, trzy w różnych kolorach, żółta, zielona i fioletowa, zmieniła u nich kolor po jednym, teraz miały takie kolory jak były, a jedne był czarny. Poczułam dopływ Foryoku, spojrzałam na siostrę. 
-Pięć tysięcy-powiedziała spokojnie. Uśmiechnęłam się.
-Kontynuując-westchnął dobrodusznie szatyn, czyli Glin, był chyba zdziwiony tym co my w ogóle gadamy.- Ja będę walczyć z...-zaczął patrząc na swój zarąbisty niby-payger w białym kolorze- Gumi Aizuki Makoya(w końcu poznajecie panieńskie nazwisko Gumi xD). W takim Razie która to..?
-Ja.-powiedziała Gumi trzymając w dłoni maskę i rękojeść miecza, tak TYLKO rękojeść.
-Wiec Ty jesteś Miki Makoya?-zapytał czarnowłosy Arsen. Oboje zdjęli swoje pelerynki i mieli w miarę normalne stroje... Nie chce mi się tego opisywać, a przede wszystkim jak to mam w ogóle opisać? Wracając.
-Macie 10 minut, musicie nas chociaż uderzyć.- powiedział spokojnie Glin, widać ze drugi to rozmowny nie jest...- Zaczynajmy.- powiedzieli i w mgnieniu oka utworzyli kontrolę.
-Forma ducha! Ame-onna**! Do maski!- krzyknęła nakładając ją na jedno oko. Maska nabrała jasno niebieskiej aury. Po masce zaczęła zlatywać woda.- Wodny miecz- szepnęła.
-Nie patrz na nią, a na mnie!-krzyknął Arsen i zaatakował, zrobiłam unik.
-Lilly! Forma ducha! Do breloka kosy!- duch posłusznie wszedł w przedmiot tworząc wielką kose z ostrzem na obu końcach. Nasze walki długo nie trwały. Po paru próbach obie im roś zrobiłyśmy, ja mianowicie miałam okazję zobaczyć klatkę piersiową mężczyzny, a jak wiadomo dobra klata nie jest zła, a Gumi pokazała nam wszystkim piękne bokserki Glina ozdobione w sówki xD. Ja dostałam fioletowy dzwonek, a Gumi, co za zdziwienie, zielony.
-Brawo- pochwalił nas czarnowłosy, podczas gdy szatyn płacząc zszywał spodnie.
-Zjecie coś?-zapytałam ich uprzejmie z uśmiechem. Jak ja lubię jak faceci nie noszą koszulki....
-Z chęcią- powiedzieli oboje, a Glin wciągał na siebie spodnie.
*Tu ouers later(specjalnie tak napisane)*
Strażnicy jedli spokojnie ciasto, a ja i Gumi piłyśmy herbatę, zjedli też sushi, które zaniosłyśmy też do domu kuzynki i jej bandy smerfów pracusia, lenia i łakomczucha. 
-Dziewczyny dzięki za sushi!- i oto do pokoju, przerywając wszelkie rozmowy, wpadli wszyscy trzej przedstawiciele płci mniej piękne, choć ja bym się kłóciła czy wszyscy tacy brzydcy...Wracając, po chwili wybałuszyli oczy na strażników.-
-Co do krowy świętej?!-zawył Horo.
-Pewnie przyszedł do Gumi...-zaczął Ryo.
-Ale ich jest dwóch...-zauważył mądrze Yoh i spojrzał na nas, Gumi swój dzwonek zawiesiła na szyi, a ja dopięłam go do paska, który nosiłam zawsze, nie ważne co, chłopak otrzymał zonka i prawie padł bo tak skamieniał.
-Ale...-zaczął.- ALE MIKI NIE JEST SZAMANEM!!!!!!!!!-krzyknął z oczami wielkości piłek do foodbolla.
-Od roku jestem...- powiedziałam spokojnie. Dalsza wymiana zdań była dość dziwna, strażnicy się ulotnili, a ja musiałam im wszystko tłumaczyć.
***
Blondynka stała obok Nichroma. Miała długie, teraz potargane, blond warkocze i brązowe, błyszczące oczy. Chłopak podawał jej żółty dzwonek wyroczni. Uśmiechnęła się i podziękowała mu.
-Jesteś już niedaleko Tokyo, uważaj na siebie i do zobaczenia.- uśmiechnął się chłopak i zniknął. Dziewczyna podniosłą z ziemi okulary zerówki i wyczyściła je.
-Dobrze wiedzieć- zaśmiała się, a jej dzwonek zadzwonił.- Tak szybko..?-zdziwiła się i otworzyła, nie powiadomienie o walce, a zwykłą wiadomość. Było tam napisane "Piękna i potężna szamanka, intrygujesz mnie, mam nadzieje że się spotkamy szybko i to w innych okolicznościach niż walka, Majo Sakamoto, a raczej leśna księżniczko, Nichrom" i pikselowy kwiatek, a koło niego mały ryś.
-Ja również, ale najpierw mam trochę do zrobienia.-wzięła plecak i poszła w stronę oświetlonego światłami budynków miasta Tokyo.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dedykacja dla Darci^o^
*Około 112,13 zł kurs z 2015
**Żeński duch deszczu
Zdjęcia
Ame-onna
Kosa Lilly

wtorek, 5 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 4

"Poznawanie nowych osób jest jak wkroczenie na nową ścieżkę, nagłe, niespodziewane, oraz bardzo zabawne i wesołe"

Jak zwykle się spóźnia... Dla tego nie wolno liczyć na te cholerne tramwaje! Jeśli jakiś się nie spóźni to normalnie w gazecie powinni o tym napisać! Gumi stała za mną i paliła elektryka którego dostała ode mnie na urodziny. Nie! Nie popieram palenia bo to ohydne i w ogóle wszystko na świecie, ale lepiej elektryka niż zwykłego.
-Spokojnie będzie za chwilkę- uspokoiła mnie. Jak zawsze była ubrana dość skąpa, w tym przypadku w obcisłą, ciemnozieloną, bluzkę na ramiączka z dużym dekoltem i czarne spodenki, a na nogach botki na niskim obcasie. Schowała e-papierosa do torby i podeszła do mnie.- Potem tylko 5 minut teleportacyjnym korytarzem i jesteśmy pod domem Anny, ona też tam będzie, a potem...
-Zaczną się eliminacje...-szepnęłam za nią.
-Tak...- westchnęła. Środek transportu w końcu przybył, a my wsiadłyśmy robiąc nie małe "hallo" wśród młodych facetów, no cóż... Gumi zawsze się skąpo ubierała, a ja dziś też nie miałam zamiaru się dusić więc miałam na sobie luźne spodenki do połowy uda w kolorze jasnego brązu i białą bluzkę na krótki rękaw z dekoltem, a na nogach półbuty, obok nas stały dość duże walizki, a do tego nie małe torby. No cóż, obie to olałyśmy, bo co nas obchodzi że ich wzrokiem jesteśmy gwałcone..?
Po niedługim czasie wysiadłyśmy z tramwaju, oczywiście Gumi musiała zrobić zamieszanie i przywalić z sierpowego jakiemuś staremu zbokowi co ją klepnął w tyłek. Teraz rozmasowuje rękę, a ja szukałam właściwego mini-zastępczego-nagrobka bo moje duchy za Chiny i pół Ameryki nie chciały do zwykłego wleźć wiec... No znalezione. Wyciągnęłam z torebki mały brelok z obrazkiem otwartych drzwi z czarną postacią, jedynie białka oczu były widoczne.
-Forma ducha, Yami do breloka, otwórz korytarz teleportacji- dookoła zrobiło się ciemno, za nami pojawił się wielki cień z oczami, potem otworzył się jakiś portal. Razem z siostrą weszłyśmy w dziurę. Chodziłyśmy chwilę patrząc na drzwi z napisami miasta w danym kontynencie. W końcu natrafiłyśmy na Tokyo w Japonii. Gumi otworzyła drzwi i obie weszłyśmy. Uśmiechnęłam się widząc ze jesteśmy niedaleko lotniska gdzie już czekała Anna, Yoh, Manta i jakiś niebieksowłosy chłopak i podróbka Elvisa. Zdziwiłam się, ale zaśmiałam się tylko i poszłam do nich, zielonooka z resztą też, tylko że ona zaczęła już palić. Spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku, była już 17:48.
-Kiedy te twoje kuzynki mają zamiar przyjechać!?-wydarł się niebieskowłosy machając rękoma.
-Ucisz się bo za chwilę wetrę cie w beton.- warknęła "uroczo" Anna.  Podeszłam bliżej.
-A ty nadal delikatna jak kwiat lotosu-zaśmiała się Gumi. Podróba Presleya popatrzyła, oczy zmieniły mu się w serca i obu nam podał bukiety kwiatów.
-UCZYŃCIE MI TEN ZASZCZYT I ZOSTAŃCIE MYMI KRÓLOWYMI!!!!-krzyknął. Popatrzyłam na zielonowłosą, a ona na mnie. Westchnęłyśmy i wzięłyśmy kwiaty.
-Dzięki, ale.... Nie bardzo...-powiedziała spokojnie Gumi. Chłopak załamał się, a my się przedstawiłyśmy. Niebieskowłosy chłopak nazywał się Horo, a ten leżący plackiem z załamaniem miał na imię Ryo. Potem poszliśmy do domu chłopaka, nasz znajdował się więc nie było problemu. Dostałam SMS'a że osoba na którą czekamy dojedzie jutro, więc się uspokoiłam, oraz ucieszyłam bo dawno jej nie widziałam.
***
Ścieżka leśna była pusta. No... poza jedną jedyną osobą w kapturze. Szła powoli z wielkim plecakiem, miała na sobie. Pomimo że było ciemno, choć ciepło, a księżyc był jedynym źródłem światła, nadal się nie bała. Dlaczego? Cóż las był dla niej drugim domem, zwierzaków też się nie bała, one kochały ją, a ona uwielbiała futrzaki. 
-Niedługo się zobaczymy...- uśmiechnęła się i rozłączyła.- Całkiem niedługo...

sobota, 2 stycznia 2016

Shaman King Miki Rozdział 3

" Co właściwie oznacza radość? Czy jest to jedna i taka sama definicja dla wszystkich? Czy wszyscy widzą to tak samo? Skoro tak... To czemu nie umiem się cieszyć razem z nimi?"

Patrzyłam na niebieską dziewczynę. Nie mogłam nic wydusić, patrzyłam tylko, po chwili jednak się rozejrzałam. Byłam na jakiejś łące... niedaleko były ławki, a przy nich kilkanaście osób. Wstałam i patrzyłam w ich kierunku, poza tym widziałam jeszcze zwierzęta, las, jezioro, strumyk, sklep... góry, morze...
-Gdzie ja jestem..?-zapytałam w końcu po 5 minutach stania jak debil na środku tego dziwnego krajobrazu.
-Wewnątrz wielkiego ducha... Tutaj wędrują dobre dusze po śmierci.- wyjaśniła.- Nazywam się Galaxia, ale możesz mi mówić Star, jestem córką wielkiego ducha, albo K.D jak wolisz...- przedstawiła się.- Przykro mi że nie żyjesz... Ale... Myślę ze chętnie kogoś spotkasz.- złapała mnie za dłoń, nie czułam czy jest zimna czy ciepła, czułam tylko delikatność i miękkość jej skóry. Bezwiednie szłam za nią jak ta głupia owieczka nie zdająca sobie sprawy w co się pakuje, tyle że mi już nic gorszego nie groziło, może i byłam wredna, agresywna, niemiła i dziecinna, ale nie zasłużyłam na piekło,inna sprawa że jak by tak było już bym gadała z jakimś demonem. Dochodziłyśmy do tych osób siedzących przy stolikach, na widok jednej która z uśmiechem patrzyła na nas moje oczy rozszerzały się, a źrenice zmniejszały, mózg zapomniał jakże cennych informacji na temat ciężkiej, w tej chwili, sztuki oddychania, które nie było mi teraz na szczęście potrzebne. Łzy napłynęły do oczu blokując obraz, pomimo to i tak widziałam dokładne, idealne kształty 17 latki( wielki duch pozwolił jej się zestarzeć dokąd będzie chciała) dziewczyny. Miała ona piękne, długie do ud czarne włosy, które były mięciutkie jak jedwab, oraz oczy... duże, błyszczące o kolorze płytkiej, czystej wody lazurowego wybrzeża. Pomimo wszelkiej logiki upadłam na kolana i nie byłam w stanie się ruszyć, łzy powoli leciały na trawę. Moja siostra Roksana, która umarła gdy miałam 7 lat, ona sama miała wtedy 11 lat, podchodziła powoli, a potem podała mi rękę. Nie wiedziałam co robić... Nie nie dla tego że byłam w szoku, znaczy nie tylko dla tego, a dla tego że nie wiedziałam czy się na nią rzucić tuląc i całując ją, czy może jednak się na nią wydrzeć czemu jest tak spokojna, czy rzucić się z pięściami jak mogła być tak głupia i się za mnie poświecić, czy może dziękować. Nie zdążyłam nic zrobić bo widząc jak patrze się na nią wielkimi, pełnymi łez, oczami, uklękła obok mnie i przytuliła. Siedziałam i nie wiedziałam co zrobić. Po chwili jednak po prostu się w nią mocno wtuliłam płacząc bardzo głośno.  Nie wiem ile tak siedziałyśmy, ale w końcu się uspokoiłam i mogłam patrzeć jej prosto w oczy.
-Nadal nie lubisz swojego imienia, co..?- zapytała swoim miękkim głosem. Pociągnęłam nosem i pokręciłam przecząco głową. Jak miałam lubić swoje imię skoro to było imię osoby przez którą zginęła ona..?- Tak bardzo wyrosłaś- otarła łzy z mojego polika.- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym byś została..- poczułam się jak by mnie kopnęła w brzuch.- Tak... Nie możesz tu zostać, masz zbyt wiele rzeczy do zrobienia... Zbyt wiele osób cię potrzebuje... -Patrzyłam na nią, z moich oczu znowu leciały łzy.- Posłuchaj... Na tym świecie jest o wiele więcej niż myślisz... Tyle cudownych istot jest na świecie, tak wiele osób które potrzebują kogoś komu mogą zaufać, tak samo jak ty... Tak jak ty potrzebują kogoś kto ich zrozumie, wysłucha, rozśmieszy, które ich polubią, może nawet i pokochają, za to kim są... Takie które po prostu będą... Proszę... Bądź dla ludzi taką osobą...- powiedziała i pocałowała mnie w czółko. Kiedy znowu będziesz żywa... będziesz szamanką... Osobą łączącą świat ludzi i duchów, ale poza nimi istnieją jeszcze demony, anioły, wampiry, zmiennokształtni... Wszyscy w których wierzyłaś puki nie zmarłam... Nie widziałaś ich bo nie chciałaś... Teraz... Dam ci pewien dar.. Dar wybaczenia samej sobie i możliwość otworzenia się na ludzi... Idź już...-szepnęła mi do ucha.
-Roksana.... proszę... Nie każ mi odchodzić- płakałam znowu. Przytuliła mnie mocno.
-Ktoś potrzebuje cię bardziej niż ja... Jeszcze się spotkamy... Obiecuję ci to...- pocałowała mnie w czoło, a potem poczułam mocne szarpnięcie do tyłu, dotyk czegoś w mojej dłoni, a potem widziałam ciemność.
***
Czułam ból, nie był jakiś największy, ale denerwujący jak by ktoś mnie kuł szpilką. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam czarnowłosą dziewczynę, miała dzikie czerwone oczy z podłużnymi, jak u kota, źrenicami. Na głowie miała przepaskę z czerwoną kokardką, na sobie czarną sukienkę do położy uda, długie, lekko za kolana czerwono-czarne skarpetki i luźne, czerwone buty na obcasie o zaostrzonym, lekko zaokrąglonym czubkiem. Ręce miała odziane w czarne rękawiczki bez palców sięgające go do nadgarstków, a do łokcia miały siateczkę. Paznokcie czerwone z czarnymi naklejkami czaszek i pierdyliard bransoletek. Obok niej stał umięśniony chłopak z czarnymi rozczochranymi włosami które zasłaniały jedno oko o kolorze krwistej czerwieni . Miał na sobie czarne jeansy, czerwone tenisówki, czerwoną luźną koszulkę i białą, rozpiętą bluzę z nadrukiem "mather f*cker" Za nim stała granatowowłosa dziewczyna, o czerwonych oczach, ubrana byłą w biały top, a na to koszulka z prześwitującego materiału sięgająca przed pępek i spodenki do połowy uda w kolorze złotym i długie do kostek botki na obcasie. Patrzyłam na nich zaskoczona.
-K...kim...Kim jesteście?-zapytałam. Potem zorientowałam się że mam na sobie jeansowe rybaczki z kieszeniami w których był portfel, klucze, słuchawki, komórka i MP3, fioletową, długą tunikę i krótką bluzę z dwiema kieszeniami na piersiach, a jak o tym mowa... ta tunika miała taki dekolt ze aż mi było widać rów pomiędzy piersiami, ale szczerze miałam to gdzieś bo lubię takie bluzki.
-Ja jestem Yami- przedstawił się chłopak- to Domi i Neko- pokazał na czarnowłosą i granatowowłosą.- A za tobą stoi Lilly.- odwróciłam głowę i zobaczyłam brązowowłosą dziewczynę o jadowicie zielonych oczach, właśnie zapomniałam wspomnieć ze WSZYSCY, cała 4 ma podłużne źrenice,  miała na sobie jeansy w odzieniu ciemnej zieleni i jasnofioletową bluzkę na krótki rękaw, oraz koturnowe tenisówki w czarnym kolorze z białymi kośćmi namalowanymi na materiale.
-Miło poznać.- powiedziałam.- Potrzebujecie czegoś?
-Posłuchaj...-zaczęła Neko.- Właśnie zostałaś zabita, dzięki temu widzisz duchy, my zawsze jesteśmy z tobą, więc... Chcemy zostać twoimi stróżami...- powiedziała.
***
Gdy wróciłam do domu nikomu nic nie powiedziałam o tym co się stało. Widziałam wielkiego samuraja, ale nie odzywałam się, ćwiczyłam bardzo często i dużo i zaczęłam częściej ze wszystkimi gadać, ja i Anna nawet się troszkę polubiłyśmy. Dni mijały,a oni po tygodniu musieli już wracać. Nie było mi z tym do śmiechu bo ich polubiłam, obiecali że kiedyś nas zaproszą. Po tym jak wyjechali opowiedziałam wszystko Gumi. Od tamtej pory trenujemy razem. Tak nam mija rok, ja stałam się bardziej otwarta  i zdobyłam kilkoro przyjaciół.
Teraz szykuje się razem z siostrą szykuje się do Yoh i Anny. Mam zamiar im powiedzieć ze jestem szamanką w końcu... niedługo odbędzie się turniej szamanów.